— Więc nie na migi rozmawiasz? Proszę pani, więc to nie zapomocą palców tu one mówią? Jakże to się dzieje? I co to wszystko znaczy?
— Nie, panie Voggi, nie na migi rozmawiają — odpowiedziała nauczycielka. — To była stara metoda. U nas uczą nowym sposobem, metodą ustną. Toście o tém nie wiedzieli?
— Ależ nie wiedziałem! Nic a nic nie wiedziałem! — odrzekł ogrodnik, nie mogąc wyjść z po dziwienia. — Od trzech lat nie byłem w kraju! Pisała mi coś tam żona o tém, ale nic nie zrozumiałem. Już-to moja głowa tyle warta, co kapuściana, widzi pani. O, moje ty dziecko, ty mnie więc rozumiesz? Ty mój głos słyszysz? Córuchno ty moja, odpowiedz: słyszysz mnie? Słyszysz to, co mówię?
— Ależ nie, ależ nie — powiedziała nauczycielka; — ona głosu nie słyszy, bo przecież jest głuchą. Ona tylko poznaje z ruchu ust, jakie są te wyrazy, które pan wymawiasz; oto i wszystko; ale głosu tego, co mówi, nie słyszy, jak nie słyszy również słów, wymawianych przez siebie samą; wymawia je, bośmy ich ją nauczyły, głoska po głosce, pokazując, jak musi składać usta i poruszać językiem, jak wysiłek robić piersiami i gardłem, aby głos wydać.
Ogrodnik nie zrozumiał i stał z szeroko otwartemi ustami. Jeszcze nie wierzył.
— Powiedz mi, Julio — zapytał córkę, mówiąc jéj do ucha, — czyś ty zadowolona z tego, że twój tatko wrócił?
I podniósł twarz, czekając na odpowiedź.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/370
Ta strona została uwierzytelniona.