choniemą o jasnych włosach, silnie zbudowaną, z twarzą wesołą, która również była ubrana w płócienkową suknię w paski i szary fartuszek; dziewczyna zatrzymała się w progu i zarumieniła się; potém, śmiejąc się, spuściła głowę. Wzrost i kształty miała kobiety dorosłéj, a wyglądała jak dziewczynka.
Córka Grzegorza natychmiast pobiegła na jéj spotkanie, wzięła ją za rękę jak dziecko i przyprowadziła przed ojca, mówiąc swoim grubym głosem:
— Ka-ta-rzy-na Gior-da-no.
— A! ta dobra dziewczyna! — zawołał ojciec i rękę wyciągnął, aby ją pogłaskać, lecz cofnął ją zaraz i powtórzył: — A! ta dobra dziewczyna; niech ją Bóg błogosławi; niech jéj zsyła wszelkie pomyślności, żeby zawsze była szczęśliwą ona i wszyscy jej blizcy, bo warta tego ta zacna dziewczyna za opiekę i miłość dla mojéj biedaczki; ja, uczciwy robotnik, biedny ojciec rodziny, życzę jéj tego z całej duszy!
Dziewczyna duża głaskała małą, ciągle mając twarz spuszczoną i uśmiechniętą, a ogrodnik nie przestawał patrzyć na nią jak w obraz.
— Dziś możecie zabrać z sobą waszą córkę — powiedziała nauczycielka.
— O, i jakżebym jéj nie zabrał! — odpowiedział ogrodnik. — Powiozę ją do Condove, jutro rano odwiozę nazad sam. Jakżebym mógł jéj nie zabrać, skoro wolno!
Dziewczynka pobiegła się ubierać.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/375
Ta strona została uwierzytelniona.