— Trzy lata jéj nie widziałem! — mówił tymczasem ogrodnik. — Teraz mówi! Do Condove ją zabieram. Ale najprzód muszę i po Turynie pokręcić się trochę z tą moją głuchoniemą; pójdziemy pod rękę, niech ją wszyscy zobaczą; poprowadzę ją do moich kilku przyjaciół, co tu mieszkają; niech i oni ją usłyszą! Ach! cóż to za dzień radosny! Oto się nazywa pociechą! Tu, rękę podaj zaraz tatce, moja Julio!
Dziewczynka, która tymczasem wróciła w płaszczyku i czepeczku, podała mu rękę.
— I dziękuję wszystkim, wszystkim, z całego serca. Jeszcze raz powrócę podziękować wszystkim!
Chwilę stał, jakby się nad czemś namyślał, potém nagle puścił rękę córki, wrócił nazad, szukając czegoś ręką po kieszeniach, i zawołał jak szalony:
— Oto, jestem wprawdzie ubogi człowiek, ale tu... macie!.. daję dwieście lirów na zakład, dukat nowiuteńki!
I uderzywszy silnie w stół, zostawił na nim złoty pieniądz.
— Nie, nie, mój zacny człowieku — powiedziała nauczycielka wzruszona. — Proszę wziąć nazad pieniądze. Ja przyjąć ich nie mogę. To do mnie nie należy. Kiedy powróci dyrektor, wówczas możecie przyjść. Ale i on nie weźmie, to pewno. Zanadtoście ciężko na nie pracowali, mój poczciwy człowieku. Nie potrzeba, nie potrzeba; i tak równie wam wdzięczni będziemy.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/376
Ta strona została uwierzytelniona.