Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/385

Ta strona została uwierzytelniona.

I co rano, budząc mnie o szóstéj do nauki, powtarza:
— Odważnie, synku! Już tylko tyle a tyle dni zostało: potém będziesz wolny i odpoczniesz, i w cieniu drzew, w alejach, bawić się będziesz.
Tak, mama dobrze robi, że mi przypomina, ile to dzieci pracuje w polu, w skwarze słonecznym i wśród białego żwiru rzecznego, który pali i oślepia, i w hutach szklanych, stojąc cały dzień nieruchomie, z twarzą pochyloną nad płomieniem gazowym, i wstaje wcześniéj ode mnie i nie ma wakacyj. Odwagi zatém! I w tym także razie jest pierwszym Derossi, który zdaje się nie czuć ani upału, ani senności, zawsze żywy, wesoły, ze swemi kędziorkami płowemi, tak samo jak w zimie; i uczy się z tą samą łatwością i wszystkich dokoła siebie rozbudza, ożywia, jakby od jego głosu samo powietrze stawało się mniéj skwarne. Są też i dwaj inni, również uważni i rzeźcy: ten mruk Stardi, który kłuje się w nos piórem, aby nie drzemać, i który, im większy upał i im bardziéj jest znużony, tém silniéj zęby zaciska i wytrzeszcza oczy, aż mógłby kto pomyśléć, że ma ochotę poźrzéć nauczyciela; ten handlarz Garoffi, cały zajęty robieniem wachlarzy z czerwonego papieru, przyozdobionych rysuneczkami z pudełek od zapałek, które następnie sprzedaje po dwa soldy za sztukę. Ale najmężniejszy jest Koretti, ten biedny Koretti, który wstaje o piątéj, aby pomagać ojcu w dźwiganiu drzewa! O jedenastéj w szkole oczy mu się kleją i głowa mu opada na piersi. Niemniéj wszakże otrząsa się, bije siebie dłonią z całéj siły