Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/392

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wam, dzieciom, co się uczycie, wino szkodzi; ja, to co innego; dla takich kupców drzewa wino właśnie jest potrzebne!
Potém brał za nos syna, zlekka nim potrząsając, i mówił do nas:
— Chłopcy, kochajcie tego tu malca, to porządny człowiek, ja wam to powiadam!
I wszyscy śmieli się, oprócz Garrona. A on, popijając winko, tak prawił daléj:
— Szkoda! ot, wielka szkoda! Teraz wszyscy jesteście razem, jak dobrzy, dzielni towarzysze, ale po kilku latach, kto wie... Henryk i Derossi będą adwokatami lub profesorami, albo tam jeszcze czémś inném, a wy czteréj: jeden w sklepie, inny w rzemiośle i kto tam już zgadnie, gdzie, jak daleko od siebie. I bywaj zdrowa, przyjaźni!
— Co, co? Jakto! — zawołał Derossi — dla mnie przecież Garrone będzie zawsze Garronem, Prekossi Prekossim zostanie, a i inni tak samo, choćbym nawet został cesarzem chińskim; gdzie oni będą, pójdę i ja.
— Dobrze! — zawołał Koretti ojciec, podnosząc butelkę — ot, tak to lubię, to mi śliczna mowa! Wypijmyż. Niech żyją poczciwi towarzysze, niech żyje i szkoła, która z was czyni jakby jednę rodzinę, równając z sobą bogatych i tych, co nic nie mają!
Wszyscy trąciliśmy naszemi kubkami o jego flaszkę i wypiliśmy po raz ostatni. A on tymczasem, powstawszy z ziemi i wychylając resztkę wina z przechylonej do ust flaszki, jeszcze zawołał: