— Niech żyje czworobok czterdziestego dziewiątego pułku! A jeżeli i wy, chłopcy, będziecie kiedy formować czworoboki, pamiętajcie tak się mężnie stawiać, jak to my stawaliśmy wówczas!
Było już późno: śpiewając, w podskokach zbiegliśmy ze wzgórza, a potém wziąwszy się pod ręce, wszyscy razem, w jednym szeregu, idąc miarowym, szybkim krokiem, doszliśmy do Po, gdy już mrok zapadał i gdy tysiące świecących skrzydlatych żuczków
świętojańskich migało w powietrzu. Nie prędzéj rozstaliśmy się, aż na placu Statutu, umówiwszy się najprzód, że w niedzielę znowu się wszyscy zejdziemy, aby iść razem do teatru Wiktora Emanuela patrzéć na rozdawanie nagród uczniom szkół wieczornych. Cóż to za piękny był dzień! Jakżebym szczęśliwy wbiegł do domu, żeby nie to, iż spotkałem moją biedną nauczycielkę! Spotkałem ją, gdy schodziła ze schodów naszego mieszkania, niemal poomacku; lecz zaledwie mnie poznała, wzięła mnie za obie ręce i powiedziała na ucho:
— Bądź zdrów, Henryku! nie zapomnij o mnie!
Spostrzegłem, że płacze. Zaraz wszedłszy do mieszkania, powiedziałem o tém mamie:
— Spotkałem moją nauczycielkę.
— Szła do domu, aby się położyć do łóżka — odpowiedziała moja mama z zaczerwienionemi od łez oczami.
A potém dodała z wielkim smutkiem, patrząc na mnie uważnie:
— Twoja biedna nauczycielka... jest bardzo chora.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/393
Ta strona została uwierzytelniona.