służby miejskiéj, ze szkoły Reineri. Ja doznawałem jakiegoś dziwnego, niedającego się opisać wrażenia; czułem coś, jakby wielką miłość i wielkie uszanowanie, które mnie jakoś za serce chwytało, gdym sobie pomyślał, ile to kosztowały te nagrody wszystkich tych ludzi tak ciężkiéj pracy, ojców rodzin, pełnych trosk, kłopotów w zdobywaniu powszedniego chleba! ile to oni trudów dodali do swych trudów dziennych, ile godzin wypoczynku nocnego sobie odjęli, choć im ten odpoczynek, ten sen krzepiący, tak bardzo był potrzebny, i jaką to być musiała ta ich wola iście żelazna, że zmusiła do nauki nieprzyzwyczajony do niéj umysł i ręce zesztywniałe, zgrubiałe wskutek ciężkiéj pracy! Ukazał się na scenie, pomiędzy innymi, chłopak jakiś z warsztatów, któremu, jak to łatwo było poznać, ojciec musiał pożyczyć swego surduta na tę uroczystość, bo rękawy były takie długie, iż, aby wziąć nagrodę, musiał je odwinąć; wiele osób się zaśmiało, ale śmiech został zaraz zagłuszony przez oklaski. Potém ukazał się starzec z łysą głową i białą brodą. Przeszli żołnierze artylerzyści — z tych, co uczęszczają do szkoły wieczornéj naszego wydziału; po nich żołnierze ze straży celnéj, ze straży miejskiéj — z tych, co to wartę mają przy naszéj szkole. Nareszcie uczniowie szkół muzyki chóralnéj zaśpiewali jeszcze raz pieśń na cześć w Krymie poległych, ale z takim zapałem tym razem, z taką siłą uczucia, które tak szczerze płynęło im z serca, iż tłum już niemal przestał bić im oklaski i wszyscy wyszli wzruszeni, powoli, nie potrącając się i bez hałasu. Przed bramą teatru
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/396
Ta strona została uwierzytelniona.