tyle dobrych rad i wyuczył tylu rzeczy, podczas gdyś dla mnie pracował, ukrywając ciągle przede mną swoje kłopoty i zmartwienia i starając się wszelkiemi sposobami uczynić mi naukę łatwą i życie piękném; i tobie, droga, słodka moja matko, mój kochany, błogosławiony stróżu aniele, któraś dzieliła wszystkie moje radości, któraś uczyła się, pracowała i płakała ze mną, jedną ręką głaskając mi czoło, a drugą wskazując mi niebo. Ja klękam przed wami, jak wówczas, kiedym był małą dzieciną, i dziękuję wam, dziękuję z tą całą czułością, którąście wleli w moją duszę przez dwanaście lat miłości i poświęcenia.
Przed kilku laty, pewnego grudniowego poranku, z portu w Liverpoolu odpływał wielki statek parowy, na którego pokładzie znajdowało się dwieście osób, a w téj liczbie siedemdziesięciu mężczyzn z okrętowéj załogi. Kapitan i niemal wszyscy majtkowie byli Anglikami. Wśród podróżnych znajdowało się kilku Włochów: ksiądz, trzy panie, jakieś towarzystwo grajków wędrownych. Parostatek miał płynąć na wyspę Maltę. Pogoda była pochmurna.