Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/417

Ta strona została uwierzytelniona.

ty zadanie, cisza była taka, iż zdawało się, że każdy oddech w piersiach tamuje. Podyktował zagadnienie głosem donośnym, patrząc to na tego, to na owego z kolei, strasznemi oczami; ale zaraześmy to odgadli, iż gdyby tylko był mógł, podyktowałby nam także i rozwiązanie, abyśmy wszyscy dobre otrzymali stopnie — wielkąby mu to radość sprawiło. Po godzinnéj pracy wielu zaczęło niepokoić się, bo zadanie było trudne. Jeden z chłopców płakał. Krossi pięściami tłukł się w głowę. A niejeden wszakże nic a nic nie był winien temu, że nie umiał rozwiązać zadania, bo wiele z tych biednych dzieci nie miało dość czasu na naukę i było w domu zaniedbanemi przez rodziców. Ale istnym aniołem Opatrzności był dla nich Derossi. I trzeba go było widziéć, jak wszelkich starań dokładał, aby im pomagać, — w jakim był ruchu, na jakie się brał sposoby, żeby im podsunąć, lub pokazać nieznacznie to jakąś liczbę, to jakieś potrzebne do rozwiązania zadania działanie rachunkowe, troskliwy, grzeczny dla każdego, tak, że zdawaćby się mogło, że to on nasz nauczyciel. Również i Garrone, który w arytmetyce jest mocny, pomagał komu tylko mógł, pomógł nawet i Nobisowi, który, znalazłszy się w kłopocie, był uprzejmy dla wszystkich. Stardi przez całą godzinę siedział nieruchomie, z oczami wlepionemi w zadanie, z pięściami przy skroniach, a potém zrobił wszystko w ciągu pięciu minut. Nauczyciel chodził pomiędzy ławkami, mówiąc:
— Tylko spokojnie! Spokojnie! Pomału! Zalecam wam spokój!