ogień, ruchy jéj szybkie, byle co ją wzrusza, a wówczas mówi serdecznie i rzewnie.
— Ale przynajmniéj dzieci przywiązują się do pani — powiedziała jéj moja matka.
— Wiele dzieci, istotnie — odrzekła, — lecz później, po skończonym roku, większa ich część nie spojrzy nawet na mnie. Kiedy już mają nauczycieli, zdaje się, i niemal się wstydzą, że były u nas, u nauczycielki. Po dwóch latach opieki, starań i trudów, przywiązawszy się tak serdecznie do dzieciaka, smutno, bardzo smutno z nim się rozstawać, ale mówię sobie: „o, tego przynajmniéj jestem pewną, ten zawsze będzie mnie kochał.“ Lecz przechodzą wakacye, wraca dziatwa do szkoły; biegnę na spotkanie mego ukochanego malca: „Jak się masz, kochanku!“ A on głowę odwraca w inną stronę.
Tu nauczycielka pomilczała chwilę.
— Ale ty tak nie zrobisz, malutki? — powiedziała potem, wstając z wilgotnemi oczami i całując mego braciszka. — Ty nie odwrócisz głowy w inną stronę? Nie zaprzesz się twojéj biednéj przyjaciółki, wszak prawda?
W obecności nauczycielki twego brata ty okazałeś nieuszanowanie dla twojéj matki! Niech tego nigdy więcéj nie będzie, nigdy więcéj, Henryku! Twoje harde,