Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

matkę, ma jeszcze coś uczciwego, coś dobrego w sercu, — a najsławniejszy chociażby z ludzi, który ją rozżala i obraża, jest nikczemną istotą. Niech ci już nigdy odtąd nie wyjdzie z ust przykre słowo dla téj, która ci życie dała. A gdyby ci się jeszcze raz kiedy takie słowo wymknęło, niechże to nie będzie strach przed twoim ojcem, lecz popęd serca, który cię rzuci jéj do nóg, byś błagał, aby pocałunkiem przebaczenia zmazała ci z czoła plamę niewdzięczności. Ja kocham ciebie, synu, ty jesteś najdroższą nadzieją mego życia, ale wolałbym cię raczéj widziéć umarłym, niż niewdzięcznym dla twojej matki. Idź i przez czas pewien nie przychodź do mnie z pieszczotą, — nie mógłbym ci owéj pieszczoty oddać całém sercem.


MÓJ TOWARZYSZ KORETTI.
13, niedziela.

Mój ojciec mi przebaczył; ale pomimo to jakoś smutno mi było, więc moja matka wysłała mnie z najstarszym synem (już dużym) naszego odźwiernego na przechadzkę na Corso. Mniéj więcej w połowie ulicy, przechodząc obok wozu, stojącego przed sklepem, usłyszałem, iż ktoś na mnie woła po imieniu; oglądam się, a to Koretti, mój towarzysz szkolny, w swojéj czekoladowéj kurtce i w czapce z kociéj skórki, cały spocony, lecz wesoły, z dużą wiązką drzewa na plecach. Człowiek jakiś, stojąc na wozie, coraz podawał mu spore