Derossi jest wysoki, piękny, o kędzierzawych, jasnych włosach, zwinny, zgrabny tak dalece, iż przeskakuje przez ławkę, wsparłszy się na niéj tylko jedną ręką, i fechtować się już umie. Ma lat dwanaście, jest synem przemysłowca, ubrany w kurtkę i majtki granatowe ze złotemi guzikami. Zawsze żywy, wesoły, uprzejmy ze wszystkimi, pomaga każdemu, jak może, na egzaminie — i nikt nigdy nie odważył się zrobić mu jaką niegrzeczność, lub powiedziéć mu coś przykrego. Tylko Nobis i Franti krzywo nań patrzą, i Wotiniemu zazdrość świeci z oczu, ale on tego nawet nie widzi. Wszyscy uśmiechają się do niego, chwytają go za rękę lub ramię, kiedy taki wesoły i grzeczny chodzi po szkole, odbierając wypracowania. Darowuje towarzyszom ilustrowane pisma, rysunki, wszystko to, co w domu jemu darowują; dla Kalabryjczyka zrobił małą kartę geograficzną Kalabryi; rozdaje wszystko, śmiejąc się niedbale, jak wielki pan, nie wyróżniając nikogo. Niepodobna nie zazdrościć, nie czuć się niższym od niego pod każdym względem. Ach! i ja również, jak Wotini, także mu zazdroszczę. I czasami, gdy nie mogę dać rady z jaką lekcyą, zadaną w domu, i gdy sobie pomyślę, że o téj saméj godzinie on już ją zrobił doskonale, bez trudu, czuję jakąś gorycz, niechęć do niego. Ale potém, gdy wracam do szkoły, i znowu widzę go tak pięknym, śmiejącym się, tryumfującym, i słyszę, jak na pytania nauczyciela odpowiada śmiało, pewnie, jak jest grzeczny, uczynny, jak go wszyscy lubią, — wówczas wszelka niechęć ku niemu znika i wstydzę się, żem takich uczuć doznawał.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.