— O jakie pół mili.
— Jadą?
— Stoją na miejscu.
— Co jeszcze widzisz? — spytał oficer po chwili milczenia. — Patrz na prawo.
Chłopiec spojrzał na prawo. Potém rzekł:
— Koło cmentarza, wśród drzew, cóś błyszczy. Zdaje się, że bagnety.
— Widzisz ludzi?
— Nie, muszą być ukryci w zbożu.
W téj chwili ostry świst kuli przeszył w górze powietrze i zamarł gdzieś w dali za domem.
— Złaź, chłopcze, złaź! — zawołał oficer. — Spostrzegli cię. Już dosyć! nie chcę! Złaź!
— Kiedy ja się nie boję — odrzekł chłopiec.
— Złaź! — powtórzył oficer. — Co jeszcze widzisz na lewo?
— Na lewo?
— Tak, na lewo.
Chłopiec zwrócił głowę na lewo. W tej chwili inny świst, bardziéj ostry i wyższy, przeszył powietrze. Chłopiec cały drgnął.
— Bodaj ich! — zawołał. — Naprawdę na mnie się zawzięli.
Kula przeleciała tuż koło niego.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.