Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na ziemię! — groźnie i rozkazująco krzyknął oficer.
— Zaraz, zaraz — odrzekł chłopiec. — Ale drzewo mnie zasłania, nic mi nie będzie. Na lewo chciał pan oficer wiedzieć?
— Tak, tak — odrzekł oficer; — ale złaź mi zaraz!
— Na lewo — zawołał chłopiec, wysuwając się do pół ciała z pośród gałęzi, — w tamtéj stronie, gdzie kapliczka, zdaje się, że widzę...
Trzeci wściekły świst przeleciał w wyżynie i niemal jednocześnie chłopiec zaczął się spuszczać, zrazu chwytając się za pień drzewa i gałęzie, nagle jednak ręce mu się rozwarły... leciał już w dół głową.
— Przekleństwo! — wykrzyknął oficer, nadbiegając.
Chłopak padł na wznak na ziemię i pozostał tak rozciągnięty z rozpostartemi ramionami, bez ruchu; struga krwi wyciekała mu z piersi z lewéj strony. Sierżant i dwaj żołnierze zeskoczyli z koni, oficer ukląkł przy chłopcu, nieco go podniósł rozpiął koszulę: kula przeszyła mu lewe płuco.
— Nie żyje! — zawołał.
— Żyje jeszcze, żyje! — odrzekł sierżant.
— Ach, biedny chłopcze, dzielny chłopcze! wołał daléj oficer — żyć będziesz... odwagi!