Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

bnym towarem; sam zaś ciągle zamyślony i zajęty, jak prawdziwy kupiec. Lecz to, do czego największą przywiązuje cenę, to jego zbiór marek; są one jego skarbem, o nich zawsze mówi, — zdawałoby się, że los jego, że szczęście jest od nich zależne. Towarzysze zowią go skąpcem, lichwiarzem. Ja, bo nie wiem, Lubię go, — uczy mnie wielu rzeczy, mówi jak człowiek dorosły. Koretti, syn handlarza drzewem, powiada, iż on nie oddałby swoich marek nawet dla uratowania życia własnéj matce. Mój ojciec tak nie myśli. „Z wydaniem sądu o nim jeszcze się wstrzymaj — powiedział; — ma on wprawdzie tę namiętność, ale ma i serce.‘


PRÓŻNOŚĆ.
5, poniedziałek.

Wczoraj chodziłem na przechadzkę w aleję, Rivoli z Wotinim i jego ojcem. Przechodząc przez ulicę Dora Grossa, spostrzegliśmy Stardiego, tego, co kopie nogami tych, co mu przeszkadzają słuchać nauczyciela; stał nieruchomie przed wystawą sklepową księgarza, z oczami utkwionemi w kartę geograficzną, i kto go wie, od jak dawna już tam stał, bo on i na ulicy się uczy; ledwie raczył kiwnąć nam głową na nasze powitanie ten dzikus. Wotini ubrany był pięknie. Buciki miał safianowe, z wyszyciem czerwonem, ubranko z haftami, z chwastami z jedwabiu, kapelusz biały kastorowy i zegarek. To téż się pysznił! Ale tym razem