na lekcyę do nas pani Kromi, najstarsza wiekiem nauczycielka w szkole, która ma już dwóch synów dorosłych i uczyła pisania i czytania jeszcze te panie, co dziś przyprowadzają swoje dzieci do wydziału Boretti. Była smutna dzisiaj, bo jeden z jéj synów chory. Zaledwie ją chłopcy spostrzegli, wszczął się hałas w klasie. Lecz ona głosem spokojnym, powolnym, rzekła:
— Uszanujcie moje siwe włosy: nietylko jestem nauczycielką, ale i matką.
Nikt już nie pisnął, nawet i ten bezczelny Franti, który ograniczył się tylko na tém, że ukradkiem stroił jéj miny. Do klasy pani Kromi posłano Delkati, nauczycielkę mego brata, zaś na jej miejsce tę, którą zowią „mniszką,“ dlatego, że ma twarz drobną i bladą, włosy zawsze gładziutko uczesane, że zawsze ciemno ubrana, oczy ma bardzo jasne i głos tak cichy i cienki, że kiedy mówi, zdaje się, iż odmawia pacierze. I trudno zrozumiéć — powiada mama, — jakim sposobem ona, taka spokojna i nieśmiała, z tym swoim głosikiem zawsze jednakowo cichym, który zaledwie słyszéć się daje, nigdy nie krzycząc, nigdy się nie gniewając, potrafi tak dzieci w posłuszeństwie utrzymać, że ani ich słychać, że najgorsze nawet urwisy pochylają pokornie głowy, byle im pogroziła palcem, że jéj szkoła to jakby kościół; a i dlatego również zowią ją „mniszeczką.“ Ale jest jeszcze jedna, która mi się także podoba: nauczycielka z pierwszéj niższéj klasy, z numeru trzeciego, ta młodziutka, o twarzy jak róża, która ma dwa ładne dołeczki na buzi i nosi wielkie czerwone pió-
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.