dowiedzieć się, jak się ma raniony, wszak prawda? Lepiéj mi, lepiéj, bądź spokojny, jużem prawie zdrów. Chodź tu, chodź.
Garoffi, zawstydzony tak, iż oczu podnieść nie śmiał, zwolna zbliżył się do łóżka, całym wysiłkiem woli wstrzymując się od płaczu; staruszek pogłaskał go, ale on nie mógł nic mówić.
— Dziękuję ci, chłopcze — rzekł staruszek, — idź i powiedz również twemu ojcu i twojej matce, że wszystko dobrze i żeby się nie martwili o mnie.
Ale Garoffi nie ruszał się z miejsca; zdawało się, iż chce coś powiedzieć, a nie śmie.
— No, cóż mi masz powiedzieć, czego chcesz?
— Ja... nic.
— A więc idź do domu; do widzenia, chłopcze; możesz odejść ze spokojném sercem.
Garoffi poszedł ku drzwiom, lecz tu znów się zatrzymał i obejrzał się, a następnie cały się zwrócił ku małemu siostrzanowi, który, porzuciwszy zabawki, szedł za nim, patrząc nań ciekawie. Naraz, wydobywszy z pod płaszcza jakiś przedmiot, włożył go w ręce malca, mówiąc z pośpiechem:
— To dla ciebie — i wybiegł.
Chłopczyk zaniósł ów przedmiot do wuja; na białym papierze, w którym był owinięty, było napisane: To dla ciebie. Po rozwinięciu pakietu wszyscy wykrzyknęli z podziwu. Było to owo słynne album ze zbiorem marek, które biedny Garoffi przyniósł; ten zbiór, o którym wiecznie mówił, w którym nadzieje tak świetne pokładał, który tyle go trudów kosztował; był to ów skarb
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.