Wiedział, że równo o północy ojciec pisać przestaje i ze swego gabineciku udaje się do sypialnego pokoju. Nieraz sam słyszał, jednocześnie z wydzwonieniem północy na zegarze, posunięcie krzesła i powolny chód ojca. Pewnej nocy, zaczekawszy, aż się ojciec do łóżka położy, wstał, ubrał się cichutko, poszedł poomacku do gabinetu, zapalił na nowo lampę naftową, usiadł przy biurku, na którem leżał cały stos białych pasków oraz spis adresów, i zaczął pisać, naśladując o ile możności charakter ojca. I pisał ochoczo, zadowolony, chociaż z pewnym strachem, a zapisanych opasek stos się powiększał; od czasu do czasu kładł pióro, aby potrzeć ręce, i znowu brał się do roboty z większym jeszcze zapałem, ucha nadstawiał, uśmiechał się. Sto siedemdziesiąt pasków zapisał: jeden frank! Wówczas zatrzymał się, pióra odłożył na to samo miejsce, zkąd je był wziął, zagasił lampę i na palcach powrócił do łóżka.
Tego dnia w południe ojciec w dobrym humorze zasiadł do stołu. Nic nie spostrzegł, niczego się nie domyślał. Pracę tę swoją. wykonywał machinalnie, mierząc ją na godziny i myśląc o czem innem, i nie liczył zapisanych opasek, aż dnia następnego.
Usiadł więc do stołu wesoły i, klepiąc ręką po ramieniu syna, powiedział:
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.