go ostatniemi słowy; nieskąpił i podkomorzy dla wojewody podobnych karczemnych panegiryków, a tak cokolwiek jest w języku polskim słów uszczypliwych, obelżywych, grubijańskich, wszystkie na siebie za koleją wyexpensowali.
Wojewoda chciał koniecznie potykać się na szpady, podkomorzy zaś nie, tylko na pistolety. Gdy tak w złości zajadając się chwilę, żaden żadnego na swoją wolą przeciągnąć nie mógł, nareszcie wojewoda pozwolił na pistolety, a pokazując serce, metę od sekundantów wymierzoną na 20 kroków, skrócił do pięciu, na któréj stanąwszy pieszo, wypalili obaj do siebie po dwa razy bezskutecznie, tylko któryś z nich przebiegającego przez plac pojedynku jakiegoś chłopa postrzelił w zadnią ćwierć. Wojewoda po dwoistém wystrzeleniu, niedbając więcéj na sekundantów, ani na nikogo, rzucił się z szpadą na podkomorzego, podkomorzy wzajemnie na wojewodę; po kilku sztychach i skokach ku sobie uczynionych, wojewoda pchnięty szpadą w samo serce, w słowach: O Mon Dieu! chwytając się ręką za bok, padł i umarł. — Podkomorzy bledniejąc powoli z rany po żebrach sobie zadanéj, porwany od swoich do karety, złożony w koszarach gwardyi koronnéj nad Zdrojami, tam się kurował przez kilka niedziel.
Rozruch wielki po Warszawie, płacz pospólstwa i przeklinanie Poniatowskiego sprawiły, iż się cala jego familia przez czas niejaki miała na ostrożności, dla tego i podkomorzego ranionego utnieścila w koszarach, ażeby tam lepsze miał bezpieczeństwo od gwardyi, któréj wojewoda ruski, wuj jego rodzony, był generałem, mianowicie, iż rozumiano, że Tarło, wojewoda sandomirski, bliski stryj zabitego, pan burzący i zuchwały, z Mikołajem Potockim, starostą kaniowskim, w żołnierstwo nadworne możnym, szałaputem koronnym, krwią z Tarłami złączonym, na stypę za nieboszczyka wojewodę zechce zabić którego ciołka czyli Poniatowskiego (bo ciołek jest herb Poniatowskich). Długo trwało takie mniemanie, lecz nieprzyszło do żadnej rozterki krwawéj. Obróciły się partye do prawa, toczyła się przez kilka trybunałów sprawa, skończyła się na grzywnach i wieży, którą podkomorzy koronny przez pół roku w zamku warszawskim na górze, nie in fundo, przy balach i kompaniach wesoło wysiadywał. — Tarło, wojewoda sandomirski, w lat 6 po tym pojedynku umarł; starosta kaniowski, małym tylko straszny i pod wiechami rycerz, nigdy się na dom
Strona:Pamiętniki do panowania Augusta III i Stanisława Augusta.djvu/13
Ta strona została przepisana.