mi, siadając jedna na drugiéj. Zapadając na popas lub nocleg, niepsuła porządku lotu dla wyboru miejsca spoczynku, ale tam, gdzie się kóréj dostało, padała: na pola, na domy, na ogrody, na rzeki i stawy, w których tonęła. Nakształt wojska miała przednią straż i odwód, w których była rzadsza od korpusu. Ten wzbijał się w górę swoim wierzchem na 50 łokci, a spodem dotykał do saméj ziemi, czyniąc bryłę gęstą, okiem nieprzejrzaną. Ślepym lotem dla swojéj gęstości uderzała w to wszystko, z czém się potykała. Podróżny musiał przed nią chronić oka jak przed gradem, gdy jest w oczy, konie broniły swoich ustawiczném łbów kiwaniem. Trzeszczała pod nogami i kolami jak śnieg zmrożony. Z bobków jéj, na stanowiskach ziemię okrywających, wychodził fetor, lecz nieszkodliwy. Trzoda chlewna jadła ją chciwie i pasła się nią. (Niemasz złego, żeby na dobre niewyszło). Pod jesień, gdy téj szarańczy brakło na lepszém pożywieniu, obgryzała snopki na dachach i rzyska w polach. Postrzegłszy ją ludzie, ubiegali jéj z kosami, siekaczami i róźnemi brzękadłami, tudzież z rusznicami; brząkaniem, strzelaniem i krzykiem odwracając ją od swoich pól w inną stronę, co tylko wtenczas służyło, gdy wczas zabieżono, lub gdy nie z daleka ruszyła. Jeżeli niewczas, albo już była zmordowana, padała, niezważając na żaden hałas. Na zimę zapuszczała ikry w ziemię w gruntach piaszczystych; stara zdychała. Ciekawi, wykopawszy takie zarody, liczyli w jednym pęcherzyku po 150 ikier. Młoda szarańcza wychodziła z ziemi w Maju; póki jéj skrzydła niepodrosły, pomykała się skokiem koników z miejsca na miejsce. Póki więc niedowiedzieli się ludzie, zkąd się wzięła ta młoda szarańcza, brali ją za piechotę owéj pierwszéj lotnej niby konnicy. Po odrośnięciu skrzydeł ulatywała sposobem pierwszéj. Dwa sposoby były do gubienia młodéj przed nabyciem skrzydeł: jeden, potrząsając te stada słomą i paląc, drugi, kopiąc długie rowy i napędzoną w nie szarańczę ziemią posypując. Mimo jednak tych sposobów, mnogości znajdowały się w Polsce po wielu miejscach aż do roku 1750., w którym wyginęła, to jest przez lat trzy, jużto niszczona ludzkiemi sposobami, już niewygodnym do swojéj natury polskim krajem. W ziemi jednak wschowskiéj, w suche piaski i gorączce dostatniéj, widziałem ją jeszcze w kilku miejscach okrywającą i psującą zboża w r. 1785. Kształt tego robactwa z Turek czy Wołoszczyzny w Polsce
Strona:Pamiętniki do panowania Augusta III i Stanisława Augusta.djvu/17
Ta strona została przepisana.