Strona:Pamiętniki do panowania Augusta III i Stanisława Augusta.djvu/8

Ta strona została przepisana.

wodę wdrobili, potém sucharów podobnież nadrobili, a nażegnawszy się nad nią i nakiwawszy, z wybornym apetytem owe zupę jedli. Pieniądze kopijkami zwane nosili w gębie między wargą spodnią i zębami. Gdy mieli co jeśdź lub pić, owe kopijki brali do ręki. Grubsze zaś pieniądze chowali w kieszeniach. Niechlujstwo ich w jedzeniu, piciu i odzieży było aż do obrzydzenia: rozrabiając w dzieży ciasto na chleb, z którego potém robili suchary; takim chlebem albo sucharami wcale się niebrzydzili. Oficerowie niżsi, wyjąwszy sztabowych, mało co byli ochludniejsi od gminnych sołdatów; dla uniknienia gadu, używali koszul kitajkowych rozmaitego koloru, w któréj materyi ile śliskiéj robactwo niekowane, nie tak łatwo jak w płótnie utrzymać się mogło, i kitajka nie tak często prania potrzebowała.

O głodzie pod panowaniem Augusta III.

Po wyjściu Rossyan z Polski, jakoś w drugim czy w trzecim roku po koronacyi, nastąpił głód, którego te okoliczności pamiętani: najprzód, że żadna potrawa tak niesmakowała jak chleb, nawet ludziom dobrze się mającym, i w inne czasy chleba mało używającym; powtóre, że w Warszawie pełno było ludu zgłodniałego, schodzącego się do niéj z okolic. — Panowie i majętniejsi obywatele czynili składki wielkie na tych nędzarzów, których mimo tę opatrzność co dzień wielka liczba umierała, grzebiona w wielkie doły po cmentarzach i po polach, przez grobarzów umyślnie na to wysadzonych, którzy zmarłych zbierali po ulicach, kładli na kary i do dołów zwozili. Żywym dawano pewną porcyą chleba co dzień, w pewnych miejscach murem albo parkanem opasanych. Byli ludzie z długiemi biczami, od nich zwani bicznikami, którzy przed godziną dystrybucyi chleba zganiali ubóstwo do owych miejsc, zajmując wspomnionemi biczami i pędząc jak bydło. Wielu albowiem z tych mizeraków, z łakomstwa głodem rosnącego, spodziewając się większego pożywienia w pojedyńczéj od domu do domu żebraninie, unikało zajmu do gromady. Wpędzonych w zamknięcie czyli plac, wypuszczano po jednemu tąż samą bramą, dając każdemu pod równą miarę sztukę chleba; i tak czyniono co dzień. — Umierali jednak i przy takiéj opatrzności, mianowicie ci, którzy niewstrzymując apetytu, prócz chleba rozdanego, szukali większego gdzie mogli posiłku; a na-