— Piesek ten mi zaginął — ciągnęła dalej. — Dawałam ogłoszenia, szukałam i nie znalazł się. Teraz to chyba zwariuję tak sam na sam z tym pijakiem.
— To pani mąż pije? — zapytałam.
Kobieta wpadła wówczas w stan podniecenia.
— Nie pije, a chla. Jak przyjdzie tylko z pracy, to zaraz każe sobie przynosić ćwiartkę, którą wypija do wieczora, a następnie zasypia. O ile obudzi się o drugiej czy trzeciej w nocy, a wódki w domu nie ma, to muszę mu iść kupować, gdyż w przeciwnym razie rozbije mi wszystkie meble.
— Idyjoto! — mówię do niego. — U Jana Bożego skończysz. A on wtedy na mnie się rzuca. Boję się go, bo ma wielką siłę, jak się rozzłości. Raz mnie pobił tak okropnie.
Kobiecina płacze. Chcę jej coś poradzić, więc mówię:
— Znam jedno lekarstwo, które powoduje wstręt do wódki i ci, co je piją, oduczają się od alkoholu. Czy pani skłoni męża, aby pił to lekarstwo?
— Samego lekarstwa to on pić nie będzie.
— To może pani poda mu to jakoś z jedzeniem?
— Kiedy on, proszę pani doktór, bardzo mało je. Przeważnie tylko pija wódkę, a do wódki nic dolać nie mogę, bo się w mig pozna.
— No, a jak pani sama żyje? — pytam się. — Czy ma pani na komorne, na życie?
— Dawniej to mąż dobrze zarabiał, jako ślusarz w Elektrowni, ale obecnie wyleli go za pijaństwo. Pracuje więc w prywatnej firmie. Pieniądze, nie można mówić, oddaje mi wszystkie, ale pod tym warunkiem, że ja sama muszę mu dostarczać wódki. Dzięki temu tylko jakoś egzystuję. Bo przecież wódka, o ile jej się w knajpie nie pije, nie jest zbyt droga.
— Jeżeli się pani zdobyła na to, żeby mąż nie przepijał pieniędzy po knajpach, jak to się ogólnie zdarza, to może pani spróbuje podać mu to lekarstwo w płynie?
Kobieta wzięła z wdzięcznością receptę i powtarzała ją trzy razy. Wreszcie przyszła i powiada:
— Mąż oświadczył, że mnie zabije, jeżeli nie zaprzestanę dodawać takie świństwo. Mówi, że od tygodnia wódka nie ma dla niego żadnego smaku, jest jak trawa.
No pewno, myślę sobie, problem ten nie może być drogą chemiczną rozwiązany. Zbyt byłoby dobrze, gdyby mieszanka bromu, chloralidratu i belladony rozwiązywała kwestię słabego charakteru i zboczeń psychicznych. Nie jestem psychiatrą i ten dział lecznictwa nie do mnie należy. Jednak, jako lekarz domowy, muszę reagować na wszystkie zjawiska patologiczne, jakie mam możność obserwować u chorych w moim gabinecie.
∗
∗ ∗ |