do siebie, o ile nic nowego nie zajdzie. Wychodzi pani w innych sprawach na ulicę, może się więc pani i do mnie pofatygować osobiście.
Chora nie przejęta się bynajmniej tymi uwagami.
— Złośliwości we mnie żadnej nie ma — odpowiedziała. — Obrażać nikogo nie chciałam, bo jestem zbyt dobrze wychowana.
Już nie mam siły odpowiadać. Ściskam rączkę uroczej pacjentki I uciekam, uciekam, gdyż obawiam się, że do tej pory jeszcze prowadziłybyśmy z sobą dyskusje na te interesujące tematy, oczywiście z tym rezultatem, że nikt by nikogo nie przekonał.
∗
∗ ∗ |
Trudno, pracując w Warszawskiej Ubezpieczalni nie zetknąć się z tego rodzaju zawodem. Gdy siada przede mną osoba nadzwyczaj wyraźnie umalowana, podaje mi legitymację koloru brązowego, świadczącą o tym, że zatrudniony jest pracownikiem umysłowym, a na miejscu podpisu pracodawcy figurują wszystkie warszawskie „Palais’y“, „Koty“, „Papugi“, „Tip-Topy“ zmieniane co miesiąc — to wiem napewno, że gdy zadam pytanie — zawód? padnie odpowiedź — artystka. Artystki, czyli fortancerki, które leczyłam, nie były bynajmniej osobami pierwszej młodości. Lat 30, lat 28. Rzadko kiedy młodsze się zgłaszały.
Pewnego dnia, badając jedną chorą, niezbyt dokładnie przyjrzałam się przedtem jej legitymacji. Toteż, kiedy stwierdziłam olbrzymie blizny na klatce piersiowej po wycięciu żeber, byłam niezmiernie zdziwiona oświadczeniem chorej, że jest tancerką. Nie mogłam zupełnie zrozumieć, jak ona może pracować po kabaretach z taką deformacją klatki piersiowej. W jednym miejscu bowiem brak było 3-ch żeber, i okropne wklęśnięte blizny: „Och, ja mam bardzo efektowne kostiumy — mówi chora — tego wcale nie znać“. — Ale jak pani może takie nocne życie prowadzić, mając osłabione zdrowie, zrosty w opłucnej, przecież panią bolą przy oddychaniu“. „Uważam, że jest to jeszcze najlżejsza praca, jaką mogę przy swoim zdrowiu wykonywać“ — odpowiada chora.
Widocznie, że praca ta nie należy do ciężkich, skoro zawezwano raz mnie do 16-letniego dziecka, które równie z zawodu było fortancerką. Piszę „dziecka“, gdyż istotnie chora na ostre zapalenie wyrostka robaczkowego, nie miała ukończonych 16 lat, była nadzwyczaj szczupła, nierozwinięta. Tylko specyficznie „zrobiona“ niebrzydka twarz i paznokcie przesadnie malowane, ujawniały rodzaj pracy chorej. Stan pacjentki był groźny, więc natychmiast odesłałem ją na operację.
Przyjrzałam się pokoikowi chorej. Wejście wprost z klatki schodowej, puste pudełka po czekoladkach, tak zw. „bomboniery“ na honorowym miejscu. Czyżby to dziecko było wynagradzane czekoladkami? Mimo cięż-