— Wyjechać, koniecznie trzeba wyjechać. Ubezpieczalnia pana wyśle — mówię do chorego. — To nie szkodzi, że przez dwa miesiące rodzina będzie biedować. Z głodu nie umrą, a przez ten czas pan się wyleczy i otoczenia nie będzie zarażać, szczególnie tej 15-letniej córeczki. Wiem, że z panem prędzej się porozumiem, aniżeli z szewcem, który również tak zarabia, jak pan. Był u mnie dzisiaj, jego żona od 6 lat prątkuje, a on pluje krwią, ale z suteryny do tej pory się nie wyprowadził i choć kaszle od pół roku, dopiero dziś się do mnie zgłosił.
Jeżeliby ktoś zwiedził wnętrza domów, a szczególnie suteren na Powiślu, zobaczyłby, dlaczego gruźlica szerzy się tam tak zastraszająco. O, czyż doczekamy się tej chwili, gdy połowa domów warszawskich będzie zburzona, a na ich miejsce powstaną domy jasne, czyste i bez wilgotnych suteren!
Opisom wypadków chorób, opowiadaniom o sukcesach lub niepowodzeniach lekarskich właściwie nie ma końca, tak, jak nie ma końca ciągłości życia. Co chwila przychodzi na świat nowy człowiek i prawie co chwila inny umiera. Oba tego rodzaju ewenementy wymagają interwencji lekarskiej.
Tylko o tyle warto o tym pisać, o ile da się z tego wyciągnąć pewne wnioski.
Interweniuję w życie ludzkie w ramach swej pracy w Ubezpieczalni Społecznej. Dzięki temu nie potrzebuję dokonywać ogromnie przykrej ceremonii, jaką jest po zbadaniu chorego żądanie zapłaty. Jest to moment niemiły, aczkolwiek nieodzowny dla lekarza, który też musi żyć. Nie krępuję się również zasobnością kieszeni chorego, o ile zachodzi potrzeba dokonania analiz chemicznych i bakteriologicznych lub też prześwietlenia roentgenowskiego.
W razie jakichkolwiek wątpliwości mogę zawezwać do chorego specjalistę, prosząc o zbadanie. Dysponuję też w każdej chwili w nagłym wypadku szpitalem i mogę kierować chorego na pobyt do sanatorium.
Jakże to wszystko znakomicie ułatwia stawianie diagnozy i leczenie z dobrym wynikiem.
Tymczasem, jakże rzadkim zjawiskiem jest chory zadowolony i nienarzekający na Ubezpieczalnię. Obserwując parę tysięcy wypadków chorobowych w Warszawie, śmiało mogę powiedzieć, iż rzeczowej podstawy do narzekań chorzy nie mają. Przede wszystkim w stolicy panuje moda na narzekanie, publiczność warszawska cierpi bowiem na kompleks snobizmu w najgorszym tego słowa znaczeniu. Wydaje jej się, że jest to bardzo wytworne leczyć się u lekarza Achtentowskiego, którym to mianem określam tych wszystkich lekarzy, którzy zresztą niezgodnie z etyką zawodową, do-