pomagają chorym w wymyślaniu na Ubezpieczalnię, byle by sobie zapewnić od pacjentów ubezpieczonych „prywatne“ honoraria.
Nigdy nie zapomnę takiego curiosum: pewien pan mający pretensją do należenia do najlepszego towarzystwa, starszy pan, którego dwaj synowie i synowa byli lekarzami, lecząc swoją chorą żonę, zawezwał do niej znakomitego „ziolarza“. „Znakomitość ziolarska“ wzięła od owego pana 100 zł za poradę. Na próżno dowodził on, że nie jest przyjęte pobieranie opłat za leczenie rodziny lekarza. „Znakomitość“ orzekła, że inaczej nie może i tylko wyjątkowo od niego bierze 100 złotych. Po zainkasowaniu tego honorarium, owa znakomitość twierdziła, że pacjentka ma katar kiszek. Chirurg, który z kolei badał chorą, orzekł, że w kiszce stolcowej wyrasta dobrotliwy nowotwór, który trzeba zoperować. Tak się też stało, a po operacji chora wróciła do zdrowia.
Ponieważ mąż pacjentki zamieszkujący w moim rejonie, dosyć często mnie odwiedzał, usłyszałam całą tę historię z jego własnych ust i przez to m. in. nabrałam pojęcia, nie tylko o „doktorach“ Achtentowskich, ale i o publiczności, która zalega ich gabinety. Ludzie ci nie widzą zupełnie bluffu i blag, dzięki którym różne typy robią interesy na snobach. „Doktorzy“ Achtentowscy dają tym pacjentom dobrą szkołę, lecz to nie dowód, aby usiłowali nam lekarzom społecznym okazywać swą wyższość.
Nam typ „doktora“ Achtentowskiego jakoś nie imponuje. Rozumiem, jak kto ma gust, to może takiemu panu ofiarować nie tylko 100 zł ale i więcej za poradę, lecz po co przy tej okazji wykłuwać oczy tym, że się płaci składki w Ubezpieczalni? Żadna składka na miesiąc nie wyniesie 100 zł a płacąc składkę ma się zapewnioną nie tylko poradę lekarską u specjalisty, lecz różne zabiegi, zastrzyki, naświetlania i prześwietlania, oraz szpital na wypadek operacji, nie mówiąc już o zasiłku na okres bezrobocia i choroby lub też o emeryturzea starość.
Czyż można więc dlatego, że lekarz Ubezpieczalni nie zdoła od razu oczarować, jak doktór Achtentowski, zatracać obiektywny sąd? Jeżeli lekarz Ubezpieczalni nie od razu może pomóc, to czyż doktór Achtentowski jest w stanie dokazać cudów?
Problem ten sprowadza się do kwestii zaufania do lekarza. Ale jeżeli pacjent z góry sobie powie, że lekarz Ubezpieczalni nie pomoże, to w jaki sposób lekarz ten ma wzbudzić zaufanie do siebie? Tym bardziej jeszcze, gdy pacjent wyśmiewa się z zapisanych przez niego lekarstw, bo stać go jeszcze w tej chwili na inne, nabyte prywatnie. Czyż lekarz Ubezpieczalni ma jeszcze za to tych pacjentów przepraszać, że nie jest tym jedynym, do którego mają oni zaufanie. A właściwie, do kogo tacy szanowni państwo mają zaufanie?
W Poznaniu przez dziesięć lat panował system zupełnie wolnego wyboru lekarza. Rezultat był taki, że każdy pacjent miał kolejno „zaufanie“ do wszystkich lekarzy, gdyż przez ciekawość jak leczy ten czy tamten doktór, zmieniał co najmniej raz na miesiąc swego lekarza domowego.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/153
Ta strona została przepisana.