wu przepełniona, ludzie stoją gęsto stłoczeni jeden obok drugiego. Przepycham się do gabinetu — czas zacząć przyjęcia dzienne.
18. XII. Zbliżają się święta, ale frekwencja nie zmniejsza się wcale. Oto statystyka przyjęć z ubiegłego tygodnia. W gabinecie: 59, 43, 48, 68 49, 57; wizyt domowych: 25, 16, 8, 10, 15, 12. O tyle tylko stosunki uległy pewnej poprawie, że ostatnio dzięki uprzejmości dyrekcji Ubezpieczalni dostaję w dniach, w których mam więcej wyjazdów, samochód. Rozumie się, że nie wszędzie można dojechać samochodem, zwłaszcza zimową porą, gdyż drogi są zepsute. Zawsze jednak jest to ułatwieniem i modernizacją pracy. Wolę też do miejsc, do których dojazd jest niemożliwy, dojść pieszo 100 — 200 mtr., aniżeli włóczyć się z Wojciechem.
Nadal wszechwładnie panuje grypa, która jest głównym powodem tej niezwykłej frekwencji. Większość pacjentów przychodni stanowią pacjenci grypowi, którzy przeszli chorobę ambulatoryjnie, nie przerywając pracy. Pracując w warunkach złych, niehigienicznych, często na silnych przeciągach lub nawet na dworze, nie mogą się uporać z grypą i cierpią na przewlekłe, bardzo męczące, nieżyty nosa lub gardła, kaszlą i pluję, wydobywając z siebie ogromne ilości flegmy.
Inni znowu mają złe samopoczucie, są bladzi i wyczerpani, pocą się przy lada wysiłku, a bojąc się przeziębienia nakładają na siebie całe stosy odzieży, co z kolei prowadzi do jeszcze większego wydzielania potów. W wielu wypadkach mamy prawdziwe nawroty grypy już po miesiącu. Ludzie przemęczeni, niedożywieni, uczuleni wobec zarazka, łatwo ulegają nawrotom lub zapadają na świeżo na rozmaite banalne infekcje. Wielką ilość pacjentów stanowią t. zw. reumatycy, skarżący się bardzo na najrozmaitsze intensywne bóle mięśniowe, nerwowe, stawowe, bóle krzyża i ple ców, które pojawiają się już to w związku z przebytą grypą, już to z powodu zimnego i wilgotnego powietrza. W nielicznych wreszcie wypadkach mamy do czynienia z ludźmi na ogół zdrowymi, którzy przeszli grypę. Obiektywnie zmian chorobowych obecnie stwierdzić się nie da, pacjenci ci udają się do lekarza już to z powodu złego samopoczucia, już to obawiając się ciężkiej komplikacji pogrypowej, o czym nieustannie piszą gazety, podające często w formie sensacyjnej, alarmujące a nieścisłe wiadomości.
Dodajmy do tego świeże fale pacjentów, trafionych boleśnie strzałami z kołczanu grypowego, a potrafimy sobie wytłumaczyć nadzwyczaj liczną frekwencję ostatnich tygodni w przychodni.
Na wyjazd przeważnie odwiedzam małe, ciężko chore dzieci. Znowu grypa i jej najważniejsze komplikacje: zapalenie płuc odoskrzelowe. Przeważnie chorują małe dzieci do lat 6-iu, tak, że o odesłaniu do szpitala nie ma mowy. Na to rodzice nigdy swej zgody nie dadzą. Jestem więc zmuszony odwiedzać chore dzieci, przynajmniej co drugi dzień, co tak niezwykle podnosi ilość wizyt domowych, przekraczających niekiedy 20 dziennie.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/188
Ta strona została przepisana.