Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/196

Ta strona została przepisana.

Gdy temperatura w piątym tygodniu zaczęła nieco obniżać się, kaszel stawał się mniejszy, a płuca nie ulegały żadnym zmianom, należało zrewidować pierwotne rozpoznanie. Powoli stawało się jasnym, że może chodzi tu o nacieczenie okołoogniskowe w związku z uczuleniem odrowym, nacieczenie, które wprawdzie może się utrzymywać przez długie czasem miesiące, a nawet lata, nie ma jednak tendencji do rozpadu i którego zejście jest prawie z reguły pomyślne.
Dokonano prześwietlenia i zdjęcie płuc wykazało stan niezmieniony. W ostatnim zdjęciu, dokonanym przedwczoraj było wyraźnie widoczne zmniejszenie się nacieku i tendencja do wessania się.
I oto w dniu pogrzebu biednego Marcinka, Józio miał już tylko temperaturę 37, 5°, trochę popłakiwał, bo chciał koniecznie ubrać się, ciągłe leżenie w łóżeczku już mu się znudziło. Uszczęśliwiony ojciec, któremu zakomunikowałem zmienione, pomyślne rokowanie, nie posiadał się wprost z radości. Łzy mu ciurkiem płynęły z oczu, nie usiłował ich nawet obetrzeć.
7. III.Bardzo ciekawy wypadek ostrego zapalenie mózgu. Lusia Masternak, lat 9, zachorowała na odrę. Wysypka była obfita i na ogół choroba przebiegała prawidłowo tak, że matka nawet nie wezwała do niej lekarza. Nagle na czwarty dzień, gdy wysypka zaczęła już ustępować, Lusia, wyrażając się słowami matki, „zupełnie zgłupiała“. Nikogo nie poznaje, ciągle patrzy w jeden punkt, gdzie przed jej duchowym wzrokiem przesuwają się jakieś cudowne miraże.
...Całe gromady ludzi, ubranych w starodawne stroje przebiegają tam i spowrotem. Wreszcie zapada cisza i oczy wszystkich zwrócone są w jedną stronę. Oto na końcu ulicy ukazuje się karoca królewska, zaprzężona w ogniste rumaki, poprzedzona hajdukami, ubranymi w piękne szaty...
— Poznajesz mnie Lusiu — pytam się małej — wiesz, kto jestem? — Tak — odpowiada Lusia bez wahania — król Władysław Łokietek.
Lusia miała grać jakąś rolę w widowisku historycznym, przygotowanym przez jej klasę, wtem nagle zachorowała na odrę, potem u biednej dziewczynki wywiązała się komplikacja mózgowa, ciągle więc jeszcze majaczą się jej sceny widowiska, w którym miała brać udział. Obrazy mkną z zawrotną szybkością, postacie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Świat urojony jest tak piękny, tak barwny i urozmaicony, że nie warto Lusi wrócić do maleńkiego ponurego pokoiku, w którym jakaś pani — czy to czasem nie mamusia? — głośno biada i załamuje ręce — a jakiś obcy pan w okularach — to chyba nie będzie król Władysław Łokietek, tego nie można sobie wyobrazić w okularach! — spokojnie przemawia i łagodnie ją pociesza.
Rzeczywiście pocieszałem głęboko stroskaną i przerażoną matkę: jest to wypadek poronny, rokowanie ma pomyślne i spodziewam się, że cała ta komplikacja przejdzie rychło i nie pozostawi żadnych śladów. Faktycznie, gdy po kilku dniach wstąpiłem do Lusi, by zobaczyć co porabia,