Całą więc mą skromną zasługą było intuicyjne zastosowanie analogii do choroby drugiego dziecka, u którego objawy były bardzo niewyraźne i utrudniały rozpoznanie.
20. IV. Koniec kwietnia. Maj się zbliża. Może nareszcie będzie koniec epidemii. Na razie chłodno i mokro, na drogach okropne błoto. Nadciąga nowa fala grypy. Czuję silne przemęczenie, po ciężkiej pracy źle sypiam po nocach. Może to skutek przebytej grypy, która i mnie nie ominęła. Nie mogłem jej przeleżeć w łóżku w spokoju, bo cały dom mi zachorował. Naprzód służąca, później żona, a w końcu maleńka. Mała w ogóle miała bardzo zły sezon zimowy. Przeszła odrę, później koklusz, który na szczęście udało mi się przerwać zastrzykami, a ostatnio grypę z odoskrzelowym zapaleniem płuc. Były ciężkie chwile...
Dobrze, że się nareszcie ta ponura, wilgotna zima skończy z jej korowodem niekończących się epidemii. My lekarze domowi, mamy jej już aż za dużo. Gdy się kiedyś — dzieje się to bardzo rzadko — spotykamy na zebraniach, kiwamy nad sobą głowami z politowaniem. Wyglądamy jak cienie, ruchy nerwowe, ustawicznie się spieszymy.
Podobno ludzie używają sportów, gdzieś w górach bieli się śliczny, puszysty śnieg, w Krynicy czy w Zakopanem sezon zimowy jest w pełni. Podobno wyszły nowe, ciekawe książki, miesięczniki naukowe roję się od nowych wiadomości. Nie ma czasu nawet tytułów książek przeczytać, tygodniki i miesięczniki lekarskie leżą nieprzejrzane...
Praca lekarza domowego podczas grasujących epidemii — to służba na froncie w obliczu wroga. Nie ma chwili wytchnienia, chorzy czekają pomocy — nie czas więc myśleć o sobie w takiej chwili.
2. V. Dziś wystawiłem świadectwo śmierci dla Kozłowskiego. Jest to smutny koniec choroby jego, leczonej przez znachora.
Kozłowski był w młodości parobkiem dworskim. Po ślubie przeniósł się do miasta, gdzie znalazł pracę w fabryce. Po długich latach pracy zdołał sobie coś niecoś zaoszczędzić i wystawić sobie domek na ulicy, zamieszkałej prawie przez samych, jak on, byłych mieszkańców wsi. Zeszłego roku zgłosił się do mnie w lipcu czy w sierpniu Kozłowski, skarżąc się na dolegliwości żołądkowo-jelitowe. Przy dokładnym badaniu klinicznym stwierdziłem u niego w przekroju jelita grubego na wysokości zgięcia wątrobowego pewien opór, który wydał mi się podejrzany.
Z dużym trudem udało mi się namówić go do przestrzegania kilkudniowej diety, po czym kazałem oddać kał do zbadania do laboratorium Ubezpieczalni. Na szczęście krwi utajonej w kale nie stwierdzono, a zrobione prześwietlenie żołądka i jelit wykazało jedynie skurcz jelita grubego. Mimo to uważałem za stosowne zarządzić u Kozłowskiego stałą obserwację i poleciłem mu raz na miesiąc lub 6 tygodni zgłaszać się do przychodni.
Przy nawale pacjentów nie zauważyłem, że Kozłowski do kontrolnego badania się nie zgłaszał.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/200
Ta strona została przepisana.