Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/231

Ta strona została przepisana.

zetkę, zbieram błyskawicznie wywiad, badam dziecko — i już stosuję zwykłą w takich wypadkach lewatywę leczniczą.
Pierwsza pomoc udzielona i czekając na wynik zabiegu, uzupełniam wywiad. Dziecko zachorowało dziś nagle, choć całkiem zdrowe nie było już od tygodnia. Było jakieś niespokojne, gorzej ssało, źle spało — sąsiadki twierdziły, że może na ząbki choruje.
Nagle wieczorem dostało konwulsji, przybiegli więc szybko do doktora. Wywiady u matki nie przyniosły nic nowego.
— No, a pan? — zwracam się do milczącego mężczyzny. — Zdrów jestem, panie doktorze, nie czuję się chory, ja tam z byle czym nie lecę do „kasy“. — Nie kaszle pan nigdy? nie pluje pan? — kontynuuję me badania. — No, żebym tak nie kaszlał, nie powiem — przyznaje. — Czasami kaszlę i pluję.
— Co mówisz „czasami“ — przerywa mu żona — ostatnio przecież dużo kaszlesz, a plujesz bez końca. Muszę się na niego poskarżyć — zwraca się do mnie — już od kilku tygodni posyłam go do lekarza, ale cóż zrobić z takim upartym człowiekiem — przejdzie mi — powtarza swoje — nic mi nie będzie. Z byle głupstwem latać do doktora to nie jego natura.
Minęło pół godziny. U dziecka nie widać poprawy. Drgawki, które na chwilę ustały, wzmogły się obecnie z jeszcze większą siłą. Dziecko nadal zupełnie nieprzytomne. Dzięki wywiadom podejrzenie moje, które powziąłem w pewnej chwili co do ciężkości choroby, nabrało konkretniejszych podstaw.
Zaczynam ostrożnie tłumaczyć rodzicom. — Nie mogę ukryć — sprawa jest bardzo ciężka. Jeśliby to były zwykłe drgawki na podłożu krzywiczym lub skurczowym, napewno ustałyby po lewatywie. Drgawki te jednak trwają, sprawa więc jest z pewnością poważna. Moim zdaniem najlepiej byłoby dokonać teraz nakłucia lędźwiowego. Wkłuje się w to oto miejsce małą igiełkę, nadmierny płyn wypłynie, co sprawie niewątpliwie dziecku ulgę, bo ucisk na mózg ustanie. Ponadto zobaczy się, co to za płyn, mętny czy przezroczysty, co ułatwi rozpoznanie choroby i co na i ważniejsze — racjonalne leczenie.
Rodzice po krótkim wahaniu zgodzili się na nakłucie, przystąpiłem więc mimo spóźnionej pory i braku odpowiedniej asysty do zabiegu.
Po wbiciu małej, cienkiej igły do kanału lędźwiowego trysnęła z niego prawdziwa fontanna. Płyn przezroczysty, pod kolosalnym ciśnieniem! Może dla klinicznej diagnozy brakowało jeszcze niektórych ogniw: jak mikroskopowego badania płynu, wykazania prątku Kocha w odwirowanym osadzie lub w wytworzonej pojęczynce — dla mnie nie było wątpliwości. Dziecko jest stracone — choroba jego to gruźliczne zapalenie opon mózgowych.
I gdy po dwu dniach ojciec zupełnie załamany przyszedł po świadectwo śmierci dla dziecka, poprosiłem go, by w wolnej chwili pofatygował się do mnie, mam mu coś ważnego do zakomunikowania.