— Źle panie doktorze, prawda że źle? Może już jama w płucach w tak młodym wieku! Mój Boże!
Nie znalazła więcej słów na wyrażenie swego strasznego nieszczęścia ta skamieniała z bólu kobieta, tak srodze biczem losu smagana.
Litością zdjęty, pocieszałem ją jak mogłem i znowu kłamałem wiedząc dobrze, że jama w wieku pokwitania — to prawie wyrok śmierci. Biedna Helenka! taka młoda, taka lekkomyślna, nieświadoma swego tragicznego przeznaczenia.
D. żyje, jeśli jego nędzną wegetację można jeszcze nazwać życiem. Ale najgorszy czas, miesiące luty i marzec, ma za sobą. Miesiące te były w tym roku fatalne, mrozów prawie nie było, ciągle lało jak z cebra, jakaś lepka, obrzydliwa mgła unosiła się w powietrzu.
Prawie wszyscy obłożnie chorzy gruźlicy nie mogli znieść tego duszącego, wilgotnego powietrza, które okazało się dla nich zabójcze, jedynie D..... trwał na posterunku nie pokonany.
Gdy nadszedł kwiecień i przyniósł ze sobą pierwsze łagodne powiewy wiosny uwierzyłem sam, że fenomen — D...... „człowiek bez płuc“ — jest niezniszczalny.
Niezadługo, panie D. — mówiłem wesoło, bawiąc u niego na wizycie w końcu kwietnia — gdy wszystko się zazieleni dookoła, a w ogródku zakwitną bzy, każę łóżko pańskie wynieść na cały dzień na świeże powietrze, będzie pan leżakował nie gorzej jak w Otwocku, i czerpał pełną piersią wonne, łagodne powietrze.
Ani się obejrzymy a wszystko zabliźni się jak należy.
Mówiłem i prawie sam wierzyłem w to, co mówiłem.
D. umarł. Był przepiękny majowy dzień, słoneczko świeciło łagodnie, ptaki śpiewały, serce radośnie biło w piersi, jakby odświeżone.
W tym wpadła Helenka do przychodni, ciężko dysząc i głośno płacząc. Ojciec umarł. Okazało się, że nagły krwotok z płuc zalał drogi oddechowe, powodując prawie natychmiastową śmierć z uduszenia. W pierwszej chwili osłupiałem. Wydawało mi się po prostu niewiarygodnym, że D nie żyje — fenomen D..... przestał istnieć. A jednak należało uwierzyć. Wszystko ma swój kres: i „chronometr“ i rozmówki o „poetyce kolonialnej“.
8. VIII. I znowu minął urlop wypoczynkowy — jak sen jakiś złoty.
Wpadłem w wir pracy. Upały są szalone — dzieci chorują na biegunki i wymioty. Cała poczekalnia pełna matek z niemowlętami, także sporo dzieci starszych z podobnymi dolegliwościami.
Wśród niemowląt przeważają dzieci sztucznie odżywiane i oczywiście nieprawidłowo karmione.
Dzieci „drą się“ w niebogłosy, co chwila inna matka, cała czerwona z upału i emocji musi zmieniać pieluszki swej pieszczotce i nie może doczekać sę już chwili przyjęcia przez lekarza.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/244
Ta strona została przepisana.