Drugą ważną zaletą tego systemu — szczególnie doniosłą ze stanowiska społecznego — jest położenie tamy nadużyciom ze strony mniej uświadomionych ubezpieczonych.
Lekarz domowy, z którym ubezpieczony z jego rejonu ma stałą styczność — w wyjątkowych bowiem tylko wypadkach ma prawo zgłoszenia się wprost do specjalisty — zna swego pacjenta bardzo dobrze.
Wie, że ten robotnik jest może hardy, ale uczciwy, zgłasza się tylko w razie prawdziwej choroby, lekarstw nie marnuje, nie wylewa, nie daruje lub sprzedaje — i takie wypadki bywają — sąsiadom nieubezpieczonym. Wie, że drugi jest nawet trochę za ugrzeczniony, jego słowa są za gładkie, lubi nawet trochę schlebiać, ale przy bytności u niego w domu zauważył w otwartej szafce cały skład lekarstw, z którymi właściwie nie wiedział co począć. Zwykłe trwonienie grosza publicznego.
Ubezpieczony, który w systemie ambulatoryjnym z byle drobnostką latał od jednego lekarza do drugiego, ledwo zażywszy łyżkę przepisanego mu lekarstwa już je wyrzucał, bo „nic mu nie pomogło“, w systemie lekarza domowego wstydzi się po prostu zgłaszać z jakąś banalną dolegliwością.
Ma bowiem ciągle przed sobą „swego“ lekarza, z ust którego może nie usłyszy wyraźnego zarzutu, ale w oczach zapracowanego wyczyta cichą niechęć.
A przede wszystkim nic nie dostanie: drobnostka — powie lekarz — samo przejdzie — nic panu nie jest potrzebne.
Rozumie się, że w systemie lekarza domowego, tak jak obecnie jest wprowadzony, jest dużo ważnych usterek, może nawet wad, które z samym systemem niekoniecznie są związane, ale które będzie trudno natychmiast usunąć. Poczekalnie lekarzy domowych nie są przysposobione do przyjmowania takiej masy chorych, jaką się w nich widzi, szczególnie w czasie epidemii.
Nie ma w nich boksów dla dzieci, nie ma ubikacyj odpowiednich, czasem brakują konieczne urządzenia i w gabinecie. Poczekalnie są stanowczo za małe, gdyż potrzebne są tutaj obszerne, dobrze wentylowane, jasne przedpokoje i korytarze. Klatki schodowe są za ciasne i wąskie — w wielu wypadkach brudne.
Kto zna stosunki na prowincji wie, że braki te usunąć jest w wielu wypadkach niemożliwe w dzisiejszych warunkach.
Rejony są często za rozległe, ilość ubezpieczonych w nich za wielka, by mogła być należycie obsłużona przez jednego lekarza.
Każdy lekarz domowy powinien mieć do swej dyspozycji fachowa pomoc — mam na myśli wykwalifikowaną pielęgniarkę, która byłaby mu pomocna w prowadzeniu — niemałej zresztą — administracji rejonu, a przede wszystkim wyjeżdżała w teren i pomagała mu w prowadzeniu na szerszą skalę zakrojonej akcji profilaktycznej.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/260
Ta strona została przepisana.