Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/270

Ta strona została skorygowana.

Ponieważ nafta dziecku nie pomogła i rodzice dopominali się pomocy lekarskiej, przeto zaordynowała domorosła pielęgniarka lekarstwo wyższego stopnia, a mianowicie wlewanie dziecku do ust soku ze śledzi, który napewno przeżre wrzód. Dziecko po tym leczeniu zesłabło jeszcze więcej i po kilku dniach zdecydowano wreszcie odesłać konające zresztą dziecko do lekarza, który zdążył stwierdzić dyfteryt i odesłać dziecko do domu, gdyż wszelka pomoc była spóźniona. Dziecko w drodze do domu zmarło.
Podobnie zresztą odbywa się leczenie dyfterytu i u samodzielnych rolników, gdy kilkoro dzieci zachoruje — zazwyczaj czeka się parę dni, poprzestając na robieniu okładów i dawaniu gorącej herbaty do picia. Gdy dopiero jedno z dzieci umrze bez pomocy lekarstw, wówczas na gwałt przywozi się lekarza do domu i wymaga się, aby uratował pozostałe dzieci, już zazwyczaj na pół żywe.
W ostatnich jednak latach, pod wpływem propagandy uświadamiającej, daje się zauważyć znaczny postęp w stosunku do leczenia dyfterii. Ludzie wiedzą już, że każda choroba rozpoczynająca się zmianami w gardle — może być dyfterią. A że ostatnia epidemia dyfterii odznaczała się znaczną śmiertelnością, więc ludzie są jeszcze wystraszeni i gdy tylko jakakolwiek choroba rozpoczyna się bólem gardła — na wszelki wypadek udają się do lekarzy, by upewnić się, czy nie jest to czasem dyfteria.


Gruźlica — klęska społeczna.

Prawdziwa chorobą społeczną, przy której leczenie i zapobieganie święci największe triumfy, jest gruźlica, a zwłaszcza gruźlica płuc. Dziś można śmiało powiedzieć, że gruźlica leczona zawczasu przestała być chorobą groźną i niebezpieczną. Nie leczona natomiast, jest jak dawniej biczem smagającym najbiedniejsze warstwy szerokich rzesz społecznych. W przeciągu długoletniej mojej działalności lekarskiej obserwowałem setki gruźlików i bijącym w oczy był fakt, że gdy członków Kas Chorych, a więc osobników leczonych, tylko w minimalnym odsetku choroba doprowadziła do śmierci, to u nieubezpieczonych taki właśnie finał był powszednim i najczęstszym zakończeniem tragedii choroby.
Przytoczę kilka historii chorób.
Przed ośmiu laty przybyła do mnie starsza kobieta z średniozamożnych sfer z 12-letnią córeczką, skarżącą się na osłabienie, brak apetytu oraz skłonność do zaziębień. Badanie wykazuje początki gruźlicy. Zapisuję odpowiednie leczenie i polecam pokazać się u mnie chorej po kilku tygodniach. Lecz chorego dziecka rodzina nie przysyła. Dopiero po roku wzywają mnie do chorej dziewczynki, która „się przeziębiła“ i leży od tygodnia w łóżku. Dowiaduję się, że po zastosowaniu zapisanych przed rokiem lekarstw stan dziewczynki tak się znacznie poprawił, iż poczęto uważać ją za zdrową i zbagatelizowano moje polecenie przyprowadzenia chorej po kilku tygodniach. Po przybyciu do chorej stwierdzam gruźlicę w ostat-