Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/276

Ta strona została przepisana.

Dziwić się pracodawcy — ziemianinowi — właściwie nie można. Ostatecznie trudno wymagać od przedsiębiorcy, by bawił się w filantropię i zrobił ze swego majątku ziemskiego przytulisko dla chorych i kalek. Życie jest życiem i nie bawi się w sentymenty, gdy rolnikowi zachoruje koń lub krowa — to podleczają je o tyle, aby można było zwierzę sprzedać na najbliższym jarmarku, ciesząc się, iż znalazło się głupiego, który nie poznał się na chorobie lub wadzie zwierzęcia i kupił je. Podobnie gdy się ma chorego pracownika, który siłą rzeczy pracuje mniej wydatnie, a przy tym naraża pracodawcę na koszty leczenia, sanatoria itd. — wówczas najrozsądniej i najpraktyczniej jest dać takiemu wypowiedzenie a zarazem dobre świadectwa, aby ktoś inny wpadł na zaangażowaniu takiego pracownika.
Taki „nowonabywca“, gdy po kilku tygodniach nowozaangażowany pracownik poprosi o przekaz do lekarza, będzie się, poniekąd słusznie, uważał za oszukanego, gdyż zgodził pracownika w najlepszej wierze, że jest on zdrowy i nie będzie narażać swego nowego pracodawcy na koszta leczenia itp. Toteż tym energiczniej odmawia takiemu pracownikowi świadczeń na jego zdrowie i przy najbliższej okazji zwolni go z pracy. W międzyczasie choroba rozwija się i z reguły kończy taki pracownik po kilku latach swe nędzne życie w domu ubogich lub w szpitalu, dokąd zostanie wysłany na koszt gminy, gdy po paroletnim przerzucaniu z majątku na majątek ostatecznie straci siły i jako chory i bezrobotny wyląduje w najbliższym mieście, gdzie za ostatnie pieniądze wynajmie izdebkę po wyeksmitowaniu go z mieszkania służbowego na majątku.
Narzuca mi tu się w związku z powyższymi faktami jedna uwaga.
Prawo nakazuje lekarzowi zachowanie tajemnicy zawodowej, to znaczy nie wolno nam zdradzić niczego, o czym dowiedzieliśmy się w czasie pełnienia naszych zajęć zawodowych. Jest to zarządzenie tak słuszne i oczywiste, iż nie ma powodu bliżej go tłumaczyć — nikt bowiem nie chciałby udać się do lekarza, gdyby ten zaczął wszystkim opowiadać o chorobach i cierpieniach swych pacjentów. Ale w słusznej tej zasadzie uczyniono jednak ogromny wyłom — oto lekarz leczący pracowników rolnych, gdy wysyła w końcu miesiąca rachunek do pracodawcy, musi podać, na co leczy się każdy pracownik. Wobec tego musimy dopuszczać się stale przestępstw zdradzania tajemnicy lekarskiej i czarno na białym wypisywać pracodawcom, że ich służąca X zaszła w ciążę, robotnik Y choruje na syfilis, a dziewczyna od świń Z miała — poronienie. Nic dziwnego, że pracodawcy wyciągają z tego wnioski i karzą swych pracowników zwalnianiem z pracy. Często przy tym postępuje się w ten sposób:
Panna Helena M. miła i inteligentna dziewczyna — z zawodu pokojowa, przed kilku laty zachorowała na płuca. Ponieważ w tym czasie była zatrudniona w mieście i należała do Kasy Chorych — więc została wysłana do sanatorium, gdzie przebywała przez kilka miesięcy i wróciła wyleczona. W każdym razie nie mogło być mowy, by mogła w tym stanie