Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/288

Ta strona została skorygowana.

łecznych. Składki te wynosiły w stosunku rocznym około 2 zł z hektara a za tę kwotę robotnik rolny miał zapewnioną porządną opiekę lekarską, środki lecznicze, w razie potrzeby leczenia sanatoryjne, oraz — conajważniejsze — zasiłek chorobowy w czasie trwania niezdolności do pracy. Zasiłek ten pochłaniał w Kasach Chorych przeciętnie 40% dochodu Kasy.
Że obciążenia świadczeniami socjalnymi nie były znów tak specjalnie uciążliwe dla rolnictwa poznańskiego i pomorskiego, dowodzi tego prosty o powszechnie znany fakt: wszyscy wiedzą, że na Kresach Wschodnich z 25% majątków ziemskich jest wystawionych na licytację, a jeśli poprzedni właściciele jeszcze na majątkach tych się utrzymują — to z powodu braku nabywców licytowanych majątków. W Poznańskim natomiast fakt zlicytowania majątku ziemskiego — należy do rzadkości. A przecież na Kresach Wschodnich majątki nigdy nie ubezpieczały swych pracowników w Kasach Chorych, więc w myśl dogmatów Związku Ziemian, które uznają Kasy Chorych za największą pijawkę rolnictwa (teraz szczęśliwie zlikwidowaną) właśnie majątki Kresowe powinny gospodarzyć w najkorzystniejszych warunkach i odpowiednio do tego — też najlepiej prosperować. Widzimy jednak zjawisko wprost przeciwne — to „gnębione i duszone“ przez Kasy Chorych rolnictwo poznańskie wyszło z kryzysu obronną ręką — a upada rolnictwo kresowe.
W gruncie rzeczy chodzi o zupełnie co innego — kto jest dobrym gospodarzem, pieniędzy nie rozrzuca, lecz umie wiązać koniec z końcem — ten wygospodarzy dochód z majątku pomimo większego w Poznańskiem obciążenia podatkowego oraz nieistniejących w innych dzielnicach świadczeń socjalnych. Kto natomiast żyje nad stan, względnie nie zna się na gospodarstwie rolnym — tego nie zbawi i to, że zniesie się mu wydatki na zapewnienie pracownikom opieki w czasie choroby. Jeśli mówi się, że dobrego karczma nie popsuje, a złego i kościół nie naprawi — to analogicznie można powiedzieć — że dobrego gospodarza nie zrujnują świadczenia na ubezpieczenia społeczne, a znowu złemu gospodarzowi nic nie pomoże fakt, iż świadczeń tych ponosić nie potrzebuje.
Pracując od szeregu lat jako lekarz prowincjonalny, stwierdzić mogłem, na co fundusze Kas Chorych były przeważnie wyczerpywane, zresztą mówiły to i budżety Ubezpieczalni, tak więc 17% szło na aptekę, 17% na lekarzy i akuszerki, 40% na zasiłki chorobowe, 8% na administrację, 4% na transport chorych, 15% na szpitale i sanatoria. Nie ulega wątpliwości, że znaczny odsetek przychodzących chorych — nie potrzebowało w ogóle pomocy lekarskiej. Po co więc przychodzili do naszych gabinetów i narażali się na godzinne wyczekiwanie w poczekalniach? Część z nich chciała po prostu wydobyć z Kasy Chorych jakąkolwiekbądź równowartość wpłacanych składek.
Przychodzili więc, żądając kropli „żołądkowych“ czy „macicowych“, aby mieć w domu jaki środek orzeźwiający. Tak samo modnymi były