sją, że zapisałem jej podobne świństwo. Wytłumaczyłem jej, że aptekarz samowolnie jej zamienił lekarstwo, wobec czego chora poszła znów do apteki. I tu znowu zaczął się aptekarz tłumaczyć, że Kasa Chorych za mało płaci, więc nie mogą innych lekarstw wydawać. (Dodam, że Kasa płaci za butelkę tego syropu około 2, 60 zł, publiczność natomiast 2, 95, a aptekarza kosztuje ten syrop — sprowadzony z fabryki coś niecałe 2 złote, a zatem zarobek zupełnie przecież wystarczający).
Albo roztwory żelaza. W niektórych aptekach zaczęto fabrykować te płyny w swoim zakresie, a fabrykowano to w ten sposób, że chorzy, którym wydano takie „wino“ czym prędzej wylewali je do zlewu, było bowiem ono gorzkie, sfermentowane i cuchcące. Jednym słowem apteki lekceważyły sobie Ubezpieczalnie i na recepty Ubezpieczalni wydawano ohydne namiastki w prymitywnych opakowaniach. Chorzy, słusznie niezadowoleni z lekarstw — uważali, iż to lekarze Kas Chorych zapisują im podobne bezwartościowe specjały i wyzywali na czym świat stoi.
Przez niesumienność części aptekarzy cierpiała opinia całego lecznictwa ubezpieczeniowego.
To też wszyscy członkowie Ubezpieczalni byli mile zaskoczeni, że z chwilę urządzenia punktów rozdzielczych, jakość wydawanych lekarstw poprawiała się o całe niebo.
„Żelazne wino“ jest słodkie, gęste i smaczne.
Maści opakowane są w porządne pudełka metalowe, lub w słoiki.
Zioła — porządnie opakowane w torebkach.
Tran — świeży i smaczny, smarowania — silne i skuteczne.
A wszystkie te dobre lekarstwa kosztują Ubezpieczalnie może połowę tego co trzeba było płacić aptekom za liche namiastki. I dlatego też — gdy czasami zabraknie mi jakiegoś lekarstwa w moim punkcie rozdzielczym, chorzy wolą zaczekać i przyjść jeszcze raz za parę dni, niż otrzymywać lekarstwa z apteki.
Gdy mowa o ubezpieczeniach społecznych, nie można pominąć jednego działu ubezpieczeń, który obejmuje najszersze rzesze ubezpieczonych, mianowicie ubezpieczenia od nieszczęśliwych wypadków. Podlegają tym ubezpieczeniom wszyscy należący do ubezpieczeń chorobowych, a poza tym wszyscy robotnicy rolni, którzy w Polsce zachodniej od 5 lat nie podlegają ubezpieczeniom chorobowym, a w pozostałych dzielnicach w ogóle nigdy z ubezpieczenia chorobowego nie korzystali. W końcu należą do ubezpieczenia od wypadków wszyscy samodzielni rolnicy wraz z rodzinami.
Składki, jakie się na ubezpieczenie to opłaca, są doprawdy groszowe, np. średnio zamożny rolnik opłaca miesięcznie coś z 60 — 70 groszy. Ubezpieczenie to zostało wprowadzone w rolnictwie zapewne w związku