Lecz pewnego dnia Roman P. pokłócił się z urzędnikiem majątku rolnego, na którym pracował i wkrótce potem został zwolnony z pracy. I od razu wszystkie dolegliwości zwiększyły się w niesłychanym wprost stopniu. Roman P. co drugi dzień przychodził do mnie, uskarżając się na bóle i cierpienia w rzekomo stłuczonym przed 5-u laty ramieniu, o którym jednakowoż do chwili zwolnienia z pracy — ani słowem nie wspominał. Staw uległ też nagłemu zesztywnieniu — gdy do dnia zwolnienia Romana P. wykonywał bez przeszkód wszystkie prace, ciężko pracując rękoma, to po zwolnieniu z pracy — już dotknięcie do jego ramienia wywoływało odruchy obronne i zapewnienia o niesłychanej wrażliwości i sztywności stawu ramieniowego.
Jak sobie Ubezpieczalnia poradziła z Romanem P. — nie wiem jeszcze. Zapewne sprawa jest jeszcze w toku i przesłuchuje się pod przysięgą wszystkich świadków postawionych przez Romana P. — którzy w myśl zasady „ręka rękę myje, noga nogę wspiera“ na pewno zeznają, iż naocznie widzieli, jak to Roman P. uległ ciężkiemu wypadkowi, jak to był zdrowy przed wypadkiem, a od chwili wypadku był już tylko cieniem człowieka, kaleką, który jeśli pracował jeszcze 5 lat na majątku, to tylko dlatego, że inni wyręczali go w pracy. Takie składanie zeznań uważa się jako naturalna sąsiedzką przysługę, przecież za kilka lat, gdy sami świadkowie zaczną się starać o swe renty — wówczas z kolei Roman P. wystąpi zapewne w roli uniwersalnego świadka, który wszystko widział i słyszał.
Najciekawsza historia wydarzyła mi się z Alfredem K. Był to średnio zamożny rolnik, przyszedł już na świat jako kaleka, mianowicie podczas gdy prawa noga była normalnie u niego rozwinięta — noga lewa była jakby skarłowaciała i uschnięta. Gdy Alfred K. rozebrał się i stanął na szczudle — wówczas lewa stopa sięgała do kolana prawej nogi, wisząc bezwładnie.
Mimo tego kalectwa, Alfred K. nauczył się nieźle chodzić przy pomocy protezy, tak że gdy pierwszy raz wszedł do mego gabinetu, zlekka może tylko kulejąc, lecz bez laski, czy szczudła — wcale bym nie sądził, iż znajduje się przede mną człowiek dotknięty tak ciężkim kalectwem. Ten to biedny zresztą kaleka — za namową sąsiadów, zaczął starać się też o rentę wypadkową. „Jak to, zagadnąłem go, przecież nie sądzi Pan, aby Ubezpieczalnia uwierzyła, że pańskie wrodzone kalectwo jest następstwem jakiegoś wypadku przy pracy?“ „W to może mi Ubezpieczalnia rzeczywiście by nie uwierzyła, odrzekł Alfred K., lecz ja jednak miałem przed 3-ma miesiącami wypadek, potknąłem się i upadłem na drabinę, przy czym stłukłem właśnie tą uschniętą nogę. Noga ta mnie nigdy poprzednio nie bolała, a od chwili wypadku rwie mnie i boli“.
Zbadałem sumiennie niedorozwinięta nogę, nie było na niej ani żadnej blizny, ani zaczerwienienia, ani obrzmienia, a zatem nie było żadnego
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/325
Ta strona została przepisana.