malutkie. To jedno jej żyje. A te późniejsze, jak to zwykle bywa, coraz większe. Dwoje przyszło na świat nieżywych przy akuszerce. Trzeciemu doktór dziurę w głowie zrobić musiał.
Więc jest przygotowana na wszystko co najgorsze. Już babka przy niej siedzi. Egzaminowanej akuszerki nie weźmie, bo do chorej kasy nie należy. Zażądałaby 10 albo i 20 zł. A babce 5 zł. wystarczy. Ona 6-cioro dzieci urodziła, to się na tym zna. O rodzącą troszczy się jak może. Co chwila palcami wchodzi i coś rusza, żeby się otwór w macicy powiększył. A taka egzaminowana nie chciałaby otworu robić, ino by się myła i myła. Raz ma człowieka dotknąć, to się tyle czasy do tego myć musi. I mydła szkoda i izba się zachlapie. A po porodzie egzaminowana akuszerka ręcznik maczany w zimnej wodzie kobiecie na brzuchu kładzie. Jeszcze macicę przeziębi. Z babką to jakoś weselej. Swoja, znajoma, na weselu była. Pierwsze dziecko do chrztu trzymała. Jak tylko dowiedziała się, że sąsiadka rodzi, zaraz przyszła. Prosto od roboty, bo gnój z pod bydła wybierała.
Bóle idą jedne za drugimi od wczesnego rana, kobieta jęczy i stęka. Babka robi otwór w macicy i pociesza. Już wieczór nadchodzi, dziecka nie widać. Jeszcze przed południem woda z kobiety odeszła. „Trzeba posłać po egzaminowana akuszerkę — mówi babka — bo ja tu nic nie poradzę. „Widać, się dziecko skręciło we środku“. Więc mąż idzie szukać koni. Za niecałe dwie godziny są konie. Po następnych czterech godzinach przyjeżdża egzaminowana akuszerka. Niedaleko nawet mieszka, ino ją trzeba było po domach szukać. Egzaminowana szuka drzewa, pali w piecu i grzeje wodę na mycie rąk. Piec zły. Woda będzie za 2 godziny.
Już od sześciu godzin zamiast pojedynczych bólów porodowych — co to jak zwykle jeden za drugim idą a w przerwie kobieta choć na chwilę może odetchnąć — jest jeden ciągły ból; macica grozi pęknięciem. Rodząca krzyczy, krzyczy okropnie bez przerwy. Teraz chcą wszyscy z domu uciekać i mąż i babka. Nie mają serca na to patrzeć. Egzaminowana nie czeka na wodę z pieca. Myje ręce w brudnej wodzie z konewki i bada. „Kobieta ciasno zbudowana — mówi — a dziecko ma dużą główkę, ta główka nie przejdzie. Tu potrzebny będzie doktór“. „To pocóż pani szkołę kończyła — mówi mąż — kiedy pani nic nie potrafi poradzić i pani płacić i doktorowi, to za dużo. Poczekajmy jeszcze, może się urodzi“. Ale egzaminowana czewać nie chce. „Chcecie posyłać po doktora to zostanę — a nie — to nie mam tu co robić — powiada — kiedyście wiedzieli, że kobieta źle rodzi, trzeba mi ją było przed porodem do badania przyprowadzić. Byłaby do szpitala zawczasu pojechała. A przynajmniej mogliście mnie wcześniej zawołać. Byłabym posłała po doktora w swoim czasie, a nie teraz, kiedy kobieta ledwie żyje“.
Więc chłop szuka po nocy drugich koni, bo te co jeździły po egzaminowaną akuszerkę są zmęczone. Za godzinę konie są. Za cztery godziny
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.