Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/343

Ta strona została przepisana.
Medycyna a motoryzacja.

Gdyby ktoś nieobeznany z sytuację słyszał moje rozmowy ze spodziewającymi się rozwiązania pacjentkami — to zadziwiłoby go na pewno, iż uzależniam pomyślny przebieg spodziewanego porodu od pory roku i miejsca zamieszkania.
Miejsce zamieszkania — no, to wydać się jeszcze może zrozumiałe gdyż oczywistym jest, że jeśli spodziewająca się rozwiązania pacjentka zamieszkuje na odludziu, odległym o kilkanaście kilometrów, od miasta, a nie ma w domu telefonu (zresztą centrala telefoniczna urzęduje na prowincji tylko we dnie) — to w razie zasłabnięcia, czy też krwotoku nie może otrzymać tak szybko pomocy lekarskiej, jakby tego wymagać należało. Ale co ma do tego pora roku?
Mieszkańcy miast wiedzę, iż latem jest ciepło, a zimą zimno, ale to chyba przecież nie ma wpływu na możliwy przebieg porodu.
Natomiast mieszkańcy wsi i miasteczek od razu będą wiedzieli, co chodzi; idzie mi mianowicie o stan dróg i możliwość dojazdu. Istnieje bowiem kolosalna różnica, czy w razie jakiegokolwek nagłego wypadku dojechać mogę do chorego samochodem, co uskuteczniam dla wsi odległej o 10 km w ciągu 10 minut, czy też z powodu złego stanu dróg samochodem na miejsce dojechać nie mogę, wobec czego rodzina chorego musi przysyłać po mnie konie, które idą 1½ godziny w stronę miasta, 1½ godziny z lekarzem z powrotem, a zatem pomoc lekarska nadchodzi nie po 10 minutach, jak w przypadku dojazdu samochodem, lecz po trzech godzinach, czyli w czasie dwadzieściakrotnie dłuższym.
A jeśli teraz rodzina chorego nie ma własnych koni, lecz musi je wynajmować, to sprawa przedstawia się jeszcze gorzej. Mąż chorej położnicy musi obejść całą wieś, zanim znajdzie się jeden gospodarz, który zdecyduje się jechać po lekarza.
I proszę nie myśleć, że bezinteresownie! Nasi kmiotkowie umieją dobrze wykorzystywać sytuację — wiedzą, że w małym wypadku potrzebujący targować się nie może.
To też każą sobie za kurs 5 kilometrowy po lekarza płacić po 6 — 7 złotych.
Gdy więc znajdzie się po długim szukaniu gospodarz, który chce jechać po lekarza, to teraz zaczyna się szykowanie powózki. Okazuje się więc, iż dyszel jest pęknięty i trzeba go jeszcze zbić gwoździami, a uprzęż też jest przerwana i należy ją załatać. W końcu woźnica też się chce jeszcze posilić przed wyjazdem. Wszystko to razem, a więc szukanie chętnego do wyjazdu, szykowanie powózki itd. zajmuje dobrych kilka godzin czasu. W końcu jednak powózka wyjeżdża ze wsi, kierując się w stronę miasta.
Ale koń chłopski, spracowany i zagłodzony, nie może iść galopem, lecz powoli, zatrzymując się co parę kroków, idzie sobie błotnistą lub za-