Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/354

Ta strona została przepisana.

jakieś zarządzenie — namyśli się najpierw, czy zarządzenie takie jest słuszne, gdyż przecież teraz on sam ponosi odpowiedzialność za podpisanie dokumentu.
Że taka osobista odpowiedzialność urzędnika jest dla wszystkich zainteresowanych o wiele korzystniejsza od nieistniejącej w praktyce odpowiedzialości mitycznego „urzędu“ czy też „komisji“ — mówić nie trzeba.
Mała analogia — wszak i my lekarze jesteśmy dziś urzędnikami Ubezpieczani. A jednak nigdy nam przez myśl nie przeszło, aby zrzucać z siebie odpowiedzialność za naszą pracę. Nie można sobie wyobrazić, aby źle leczonemu pacjentowi można było powiedzieć, to „ubezpieczalnia“ nie poznała się na pańskiej chorobie i „ubezpieczalnia“ mylnie pana leczyła. Przciwnie — każdy z nas lekarzy, w pełni przyjmuje na siebie odpowiedzialność za swe postępki zarówno wobec chorego, jakoteż wobec Ubezpieczalni. Takie właśnie poczucie odpowiedzialności własnej jest najistotniejszym warunkiem sumiennej pracy i to na każdym polu, czy chodzić będzie o urzędnika skarbowego, ślusarza, czy też lekarza.


Ośrodek zdrowia jako forma lecznictwa społecznego.

Wspomniałem już o tym, że w moim rejonie lekarskim znajdują się dwie duże fabryki, oraz osiedla, skupiające znaczną ilość ludności robotniczej. Jedno z tych osiedli — Wapienno — odległe 5 klm od Barcina, jest zamieszkałe przez 40 rodzin, drugie — Piechcin — odległe o 10 klm zamieszkałe jest prawie przez 120 rodzin (czyli około 400 mieszkańców).
Piechcin otoczony jest dookoła wioskami, zamieszkiwanymi po części przez gospodarzy-rolników — po części przez robotników fabrycznych zatrudnionych w jednej lub drugiej fabryce.
Wapienno zaznaczyło się w mojej oraktyce tym, iż w pierwszych latach było ono niewygasającym ogniskiem tyfusu brzusznego. Dopiero po energicznej walce z tą chorobą, udało się wytępić epidemię i od tego czasu stosunki zdrowotne tej niewielkiej zresztą osady, niczym specjalnie się nie wyróżniały.
Dużo kłopotu sprawiał mi Piechcin. Zamieszkiwało tam o wiele więcej ludzi — to też wypadki chorób w tym osiedlu zachodziły stosunkowo bardzo często. Jeśli nawet choroba nie była zbyt poważna — mimo to wzywano mnie na miejsce, gdyż komunikacja z Barcinem była bardzo niedogodna, a nie można wymagać nawet od lżej chorego, by leciał na piechotę 10 kilometrów w jedną stronę do lekarza, poczem znów 10 kilometrów wracał piechotą do domu.
To też prawie nie było dnia, abym nie był wzywany do Piechcina — a nierzadko wzywano mnie tam dwa a nawet trzy razy dziennie. Lecz nie dosyć na tym, że musiałem ciągle dojeżdżać do tej osady. Gdy zauważono mój samochód w Piechcinie, wówczas korzystano z okazji, by zawezwać mnie do kilkunastu innych osób, potrzebujących porady lekarskiej. Zresztą