pochwa jej była drożną najwyżej dla małego palca, zatem mowy być nie mogło, by defloracji dokonał dorosły już młodzieniec.
Śledztwo i rozprawa wykazały słuszność tych poglądów — wydało się, że zdemoralizowana dziewczynka w drodze do szkoły oddawała się za cukierki dwunastoletnim smarkaczom. Do oskarżenia parobka namówili ją zaś rodzice, którzy chcieli w ten sposób wymusić na nim jakieś odszkodowanie. W innym przypadku piętnastoletni łobuz napadł na dziesięcioletnią dziewczynkę i usiłował ją zgwałcić. Dziewczynka nie mogła wyjaśnić, czy łobuz czynu tego dokonał, czy też nie. Ale badanie wykazało, iż smarkacz żadnej szkody swej ofierze nie wyrządził, wobec tego nie został on zbyt surowo ukarany.
Na zakończenie parę słów o ciekawych metodach stosowanych przez sądy wobec lekarzy.
Jasne jest mianowicie, że jeśli sąd przesłuchuje lekarza — to lekarz pełni przez to samo funkcję biegłego. Funkcje te są płatne — za wydanie orzeczenia pobiera biegły kilkanaście złotych, tak samo za dojazd, stratę czasu itd. Ale zwykły świadek należności tych nie otrzymuje i musi tracić czas bezpłatnie.
Dlatego też sprytni sędziowie wzywają lekarzy na rozprawę w charakterze świadka i w ten sposób wykorzystują czas jego za darmo.
Przytoczę kilka przykładów:
Gdy rozpatrywano sprawę morderców Floriana Z. — wezwano mnie jako świadka do miejscowości odległej o 26 km. Wyjechałem z rana samochodem, byłem w sądzie przez cztery godziny, musiałem wyjaśnić, czy uszkodzenia zabitego były śmiertelne, czy mogły powstać na skutek upadku i stłuczenia się o maszynę rolniczą, czy też były wynikiem doznanych ciosów i za wszystko razem, łącznie z własnym samochodem dostałem po długich staraniach aż 5 zł. A starać się musiałem, gdyż sekretarz sądu twierdził, iż Barcin jest odległy tylko o 24 kilometry, wobec czego nic by mi się nie należało.
W innym przypadku wezwano mnie do sądu w Bydgoszczy odległej o 40 km. Znowu musiałem wyjaśnić, na co leczyłem żonę zamordowanego, czy stwierdziłem u niej ślady pobicia itd. i otrzymałem znowu — łącznie z samochodem aż 6 zł.
W obydwóch przypadkach musiałem wyjechać z domu na czas godzin przyjęć, przez co utraciłem znowu kilkanaście złotych, które — bym zarobił, gdyby nie wzywano mnie do sądów dla składania zeznań.
Rozumiem, że panowie Sędziowie chcą jak najtaniej gospodarzyć w swych sądach, lecz dlaczego właśnie lekarze mają być ofiarami tych oszczędności?
Nie dosyć, że udzielą komuś bezpłatnie pierwszej pomocy, ale na dodatek muszą dokładać do tego kilkadziesiąt złotych, gdyż tyle wynosi przecież samochód, obiad w obcym mieście, no i utracony zarobek.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/376
Ta strona została przepisana.