Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/379

Ta strona została przepisana.

niczego by mi nie miał do zazdroszenia. Lecz w karty nie gram, a wódka mi nie smakuje, nie mam więc okazji do trwonienia pieniędzy. I to właśnie się jednostkom złym nie podoba. Mam więc wrogów — pocieszam się jednak, iż jeden z najwybitniejszych mężów stanu powiedział kiedyś, że tylko człowiek będący zerem nie posiada wrogów.
Jeśli poświęciłem parę zdań mym nieprzyjaciołom — to jedynie dla tego, że nie chciałbym fałszować obrazu swego życia, jaki wytworzył się po kilkunastu latach pobytu w plotkarskim i zazdrosnym miasteczku prowincjonalnym.
Mówiłem bowiem o wdzięczności, z jaką lekarz się spotyka i jaka krzepi go do dalszej pracy.
To też obowiązkiem moim było stwierdzić, że poza życzliwością i wdzięcznością ogółu — spotyka się lekarz również z nienawiścią złych jednostek.
Jak pod ożywczymi promieniami wiosennego słońca giną resztki śniegu zimowego, tak też miłość i przywiązanie ogółu z nawiązką wynagradza nienawistne ataki złych jednostek.
Im więcej starano się podciąć moją egzystencję materialną i stanowisko moralne przez brutalną i pozbawioną skrupułów agitację przeciw leczeniu się u mnie — tym wyżej szły cyfry moich dochodów, składane co roku do Urzędu Skarbowego.
I to właśnie — fiasko agitacji uprawianej przez moich wrogów, było najlepszą z mej strony dla nich odpowiedzią.
Jeśli wspomnienia te dostaną się przypadkowo w ręce tych, którzy staną się wkrótce lekarzami, w ręce studentów medyków, to pragnął bym, by wyciągnęli z nich jedną naukę.
Najlepszą drogą do majątku jest: nie egoistyczny materializm, lecz właśnie altruizm — chęć służenia ogółowi
Służcie gorliwie i sumiennie, myślcie nie o wynagrodzeniu, lecz o człowieku, który się do was z zaufaniem zwraca z prośbą o pomoc Bądźcie lekarzami-kapłanami, nie lekarzami-kupcami!
A wówczas — zobaczycie — bogactwo przyjdzie do was — nawet nie zauważycie, jak i kiedy.