Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/411

Ta strona została przepisana.

Dokuczliwie, długo, przez wiele lat prześladowało mnie wspomnienie opryskliwego głosu o rublach i piętrze. Marzyłem, że będę w przyszłości doktorem i nie sprawię o honorarium przykrości choremu ani jego rodzinie.


Pierwsze zwątpienie.

Jesteśmy wychowywani w karności i przyuczani do bezwzględnej punktualności. Do gimnazjum przychodzę z zasady jako jeden z pierwszych. Jest nie do pomyślenia spóźnienie się z jakiegokolwiek powodu.
Wychodzę z mieszkania jak codzień parę minut po ósmej. Widzę ze zdziwieniem w bramie gromadkę ludzi rozprawiającą w skupieniu. Dostrzegam brodatego stójkowego u wejścia do sklepu od tyłu. Stróż w przepisowym fartuchu z błyszczącą blachę na czapce pilnuje zamkniętej furty. Zaciekawiony niezwykłością wydarzenia, dowiaduję się, że w sklepie powiesił się subiekt Janek.
Wstrząśnięty wiadomością zdążam w zamyśleniu do szkoły. Janek był tak niezwykle miły, usłużny i serdecznie lubiany przez wszystkich. Przypominam sobie, że w ostatnich dniach był jakoś zgaszony i zatracił czar swej beztroskiej pogody. Z trudem zmuszałem się w klasie do uwagi. Nurtowała mnie wizja wisielca i groza śmierci gwałtownej.
Kiedym wracał ze szkoły, wygląd codziennego życia kamienicy nie zdradzał się niczym, co mogłoby świadczyć o tak niedawnym dramacie jednego z mieszkańców.
Na dziedzińcu zaczepił mnie Maniek, niby kolega, starszy nieco odemnie żydek, uczeń handlówki. Nie pytany począł opowiadać, w jaki sposób podpatrzył oględziny sądowo-lekarskie i jak „wywąchał“ wiadomości o przyczynie samobójstwa Janka. Posiłkując się wyrazistą mimiką i gestykulacja, w której wyczuwałem nieprzyzwoitość i coś obrzydliwego, uświadamiał mnie o wesołych dziewczynkach, które zaraziły Janka „hiszpańskim kołnierzem“. „Interes“ wyglądał strasznie, był wielkości kociego łba Janek nie leczył się, więc musiał pozbawić się życia.
Zamierzyłem się, by lunąć Mońka w zęby. Odskoczył i uciekł w małpich grymasach, wyczyniając odrażające gesty.
Z opowiadań Mońka zorientowałem się, że nie wypada z dorosłymi nawiązywać rozmowy o Janku. Byłem przygnębiony i zakłopotany.
Wiedziałem, że wszystko na świecie posiada swój cel i istnieje dla pożytku. Paznokcie, aby móc drapać. Pchły, aby nie sypiać z psem. Obrzydliwe karaluchy zmuszają ludzi do utrzymywania czystości i porządku, gdyż z brudów powstają zarazy i morowe powietrze. Doktorzy istnieją po to, aby leczyć ludzi, gdyż choroba to nieszczęście. Jednak nie mogłem zrozumieć w żaden sposób, dlaczego nie leczył się Janek. Kiedy przypomniałem sobie historię z trzema rublami, przyszedłem do wniosku, że Janek nie miał nawet trzech rubli. Lecz wówczas powstał zamęt w głowie. Nie mogłem zorientować się, czy ja jestem jeszcze zbyt mały i nie umiem ro-