Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/412

Ta strona została skorygowana.

zumieć mądrości urządzenia świata, czy też na świecie jest niesprawiedliwie i niemądrze.
Było to pierwsze zwątpienie i pierwszy mój bunt.
Śmierć Janka wstrząsnęła mną, prześladowała długo, straszyła i pobudzała pragnienie zostania w przyszłości doktorem, aby bez pieniędzy leczyć i ratować ludzi.


Rezygnacja.

Spędzamy wakacje na letnisku podwarszawskim. W tym samym drewniaku po przez ścianę mieszka liczna rodzina N. Jestem rad z sąsiedzkiego towarzystwa chłopców. Największą i serdeczną sympatią obdarzam Romana, który wydaje mi się prawie dorosły. Choć jest blady i ma nieprzyjemnie mokre ręce, jednak posiada w swoim sposobie bycia tyle prostoty i szlachetności i ma tak mądre oczy i głębokie spojrzenie, że garnę się do jego towarzystwa. Lubię wsłuchiwać się w jego smętną grę na gitarze lub brzęczenie na organkach. Z zachwytem, w zapatrzeniu przyglądam się, jak szkicuje ołówkiem wycinki bliskiego krajobrazu lub kładzie na papier sylwetki z otoczenia.
Wszyscy wiedzą i mówią o niezwykłym talencie Romana. Państwo N. są spokrewnieni z wielkim malarzem tegoż nazwiska, którego obrazy wiszą w honorowej sali Zachęty. Jednak Roman przerwał naukę na wieczorowych kursach artystycznych. Nie ma zdrowia, a jako najstarszy pomaga w pracy ojcu. Od wiosny czuje się osłabiony i dla wzmocnienia sił ma spędzić lato na świeżym powietrzu letniska. Słyszę często przez ścianę rankiem i wieczorem jego męczący uporczywy kaszel.
Matka w poufnej rozmowie zabroniła mi przesiadywania w mieszkaniu sąsiadów i zakazała przebywania w bezpośredniej bliskości Romana. Wyjaśniła, że Roman ma suchoty i może zarazić każdego, kto styka się z nim, podobnie jak pan H., który zaraził suchotami swą młodą żonę. Znałem państwa H. i zrobiło mi się nieswojo na wiadomość, że urocza pani leży w ziemi z winy męża, który sam jednak żyje. Matka nie wierzy, był Roman mógł wyleczyć się samym pobytem na letnisku. Ratunkiem dla niego byłby wyjazd do sanatorium w Rudce. Przebywając w jednym mieszkaniu z całą rodziną, pozaraża tylko innych. O wyjeździe Romana do Rudki nawet nikt nie pomyśli, gdyż pachnie to grubymi pieniędzmi.
Straciłem chęć zostania w przyszłości doktorem. Przecież nie posiadam majątku, by móc założyć własną Rudkę i leczyć w niej ludzi, których na to nie stać. Dawniej sądziłem, że wyleczenie chorego zależy tylko doskonałości doktora i Woli Bożej. Choroba Romana wyjaśniła mi brutalnie, że sprawa nie jest taka prosta, a pieniądz ma decydujące znaczenie.
Mam żal do Romana. Dzięki niemu zdarto mi z oczu nimb doktora i ujrzałem bezradność wobec pieniędzy. Już nie chcę zostać doktorem, a Romana unikam.