Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/413

Ta strona została skorygowana.

W rok lub nieco później Roman umarł. Poszliśmy do mieszkania państwa N. Ojciec dogorywa, jedno z dzieci ma gruźlicę w stawie łokciowym, matka gruźlicę krtani. W domu straszliwa nędza. Wszystkie meble i sprzęty wysprzedane żydom, a dzieci sypiają na siennikach na podłodze.


Świtanie.

Zamieszkał u nas student medycyny. Będzie pilnował nas w lekcjach. Pan Stefan obdarzony jest szlachetna urodą i ślicznie wygląda w zgrabnym niebieskim mundurze z metalowymi guzami. Zapala się w czasie rozmowy i jakoś oryginalnie puszcza dym z papierosa. Pokasłuje. Zdobył sobie mir w całym domu i szczerą sympatię nawet u naszych krewnych i znajomych. Tylko jedna z ciotek wyraziła się o nim z przekąsem „radykał“. Nie rozumiałem tego pojęcia, ale do ciotki poczułem niechęć. Matka podejrzewa, że ma zajęte szczyty.
Prostota bycia i przyjazne ustosunkowanie się do mnie pana Stefana ośmieliły do wynurzenia się przed nim w cztery oczy o moich dawnych pragnieniach poświęcenia się medycynie i późniejszym zniechęceniu. Opowiedziałem o Romanie i wymądrzałem się o Rudce, w której mogą leczyć się tylko ci, którzy mają grube pieniądze. Wyżaliłem się nad niesprawiedliwością na świecie.
Pan Stefan słuchał mnie z zaciekawieniem i nie przerwał ani słowem. Kiedy począł przyglądać mi się badawczo, speszyłem się, zaczerwieniłem i zamilkłem. Pan Stefan począł chodzić szybko po pokoju i rzucać na mnie wnikliwe spojrzenia. Siedzę speszony jak głupi. Spodziewam się peror na temat mej chłopięcej głupoty. Nagle pan Stefan zatrzymuje się przede mną, patrzy prosto w oczy i wybucha ściszonym głosem:
— Tak, wiele jest na świecie niesprawiedliwości, a jeszcze więcej ludzkiej tępoty i nałogów uczuciowo myślowych. Życie trzeba przeorać i nadać mu nowe kształty. Dopóki jednak rządzą nami Moskale, nie można nic zmienić. Co tylko jest śmielszego, musi się kryć w podziemiach. Lecz przyjdzie taki dzień, że rozerwą się podziemia i wyjdą na świat polscy rycerze, wyżeną najeźdźcę i usuną niesprawiedliwość i zło. Jesteś, chłopcze, Polakiem, zejdziesz i Ty do podziemi, gdy podrośniesz, bo taki nasz los i przeznaczenie i będziesz wykuwać myśl i broń na dzień zmartwychwstania i odrodzenia narodu.
Zamilkł.
Byłem oszołomiony i zgorączkowany. Więcej odczułem, niż zrozumiałem. Pan Stefan wziął ode mnie słowo, że nikomu nie wspomnę o tym, co mi mówił. Byłem dumny z obdarzenia mnie zaufaniem i szczęśliwy z posiadania tajemnicy o istnieniu podziemi. Fantazjowałem na temat podziemi, wyobrażałem sobie, że muszę znajdować się gdzieś pod Starym Miastem. Rozpocząłem wędrówki koło Cytadeli, rozmyślałem nad sposobami opanowania jej.