Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/416

Ta strona została skorygowana.

cia i śmierci. Są to jedyne prawdy niezmienne, niezawodne, rzeczywiste i namacalne.
— E, Nastusiowa tylko podupadła ze zmartwienia, umarł wam wnuczek, toście się i nagryźli.
— A bogać co nie. Chłopak był zdrowy kiej ten rydzyk, a jak się te chrościska wywalili, to i zmogli go... to go i zmogli. Toć robilim i odkadzanie z piórów od cornej kury, a zaś z końskiego gnoju, a zamawianie. Alić... gadali, że na te chrościska porady nimo... Bo to ze złego życia. A bo i prawdo. Cięgiem ino te pyrki i pyrki, chleba mało wiela. To skund ta zdrowie ma być? Skund ta zdrowie?...
To popóźni zawiezły go do owcorza. Znajuncy był, bo i niejednemu pomógł, a i bydlęciem nie pogardził. Ano inzyk mu ta obejrzoł, przemierzył, aże dzieciakowi kości trzeszczały. Głowom pokiwoł, w łep se podrapoł i tak se przemawio:
Kiepsko z dzieciokiem, całkiem kiepsko — powiado. Chrosty bo chrosty... chrosty chrostom nie równe. Aleć, że już mu się na wontrobe wpakowali, to już i dla niego poratowania nimo. We wnyntrzu mu siedzom, widzita, i kiej te roboki go źrom. Na dwoje bydzie kobito, powiedo, na dwoje sie mówi. Abo Wom z tego wynijdzie, abo nie wynijdzie. Po moimu to sykujcie trumnę, matko, i pijundze na pochówek, bo zeźrom go te chrosty do cna.
Ano una, niby ta mojo córko, zapłakała się. Boć to przecie matka, a dzieciok galanty, do pasiunki zdatny, a przednówek, a pinindzy w chałupie nimo, a bido aze strach: A tu przednówek, a tu pochówek mój Boże Więc niby tego owcarza dali prosić a skamlać.
— Kasprze, powiedo, kochojuncy Kasprze, ratujta go, bo kiej mi umrze, to nie zdzierżę tego wydatku, a mój stary to się chyba zapamiento, abo zły go opynto.
Kasprzysko się zamyśliło, tak se widać do rozumu broł. A popóźni to ji dał takie jakiścić mocne pigulska, że aze mu te ocy nawirzch wyłazili.
Piguły byli dobre, a jakże, mocne, bo to i dla kobity w porodzie i dla jenszego bydlaka pomocne. Ale coś widać Pan Jezusicek nie folgował, ino za te grzeszyska chcioł ich pokarać... Za te grzechy... mój Boże, bo se tego aniołka zabroł do swoi chwały... zabroł mój Boze.
— Do doktora nie woziliście go?
— Do dochtora?... a gdzie zaś do dochtora? Godali, że je tam jakiścić znajuncy w Kalisu, ale przecież pinindzy nie było, trza by całki rok łyżki strawy nie wzniść do gymby i dochtorowi walić pijendze
Co ta dochtór poredzi?! Zaro by go do śpitalo broł — nie chcielim nie chcielim. Co ta dochtór poredzi? Jak Pan Jezus dopust zrobi, to sie już cłowieku bij... zabij... nieporedzi.
Wola Boska... Bóg doł... Bóg wzioł.