Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/417

Ta strona została przepisana.

Abo to Pan Jezus na dobre ludzi na świat przysyło? Gdzie zaś — cirzpt człowieku, cirzpt, a na tamtym świecie spotko cie nagroda. Jus ci wszyćko odejmom, jus cie ta głowa o nic bolała nie bydzie... nie bydzie...
Trzęsła się cała i cicho chlipała.


Opętana.

Jedziemy do księdza Suessmilcha pod Widawą.
Siwiuteńki jak gołąb słynie ksiądz proboszcz z cudownej mocy wypędzania diabła z opętanych. Ciężar dźwiganych lat chyba dziewięćdziesięciu chyli ku ziemi zasuszono postać. Jednak twarz zaprzecza starczemu uwiądowi. Oblicze żywe i piękne. Oczy pełne niezwykłej dobroci promieniuję mądrością i głębię. Takich oczu nie zapomina się nigdy. Uduchowiony asceta rozsiewający dokoła miłość nadludzką.
Kiedy Janek zagadnął o sprawach misterium, nie chciał mówić na ten temat. Może wyczuwał niedowiarstwo i krytykę, a może nie chciał być nieszczery. Oznajmił tylko, że właśnie niedługo przywiozą opętaną, jeśli więc chcemy zobaczyć, to możemy zostać.
Wyszliśmy z plebanii i skierowali w stronę małego, wiejskiego kościołka z przybudowaną kaplicą. W kaplicy pod wpływem modłów i poświęceń wychodził podobno „zły“ z opętanych i to bezpowrotnie.
Na cmentarzu kościelnym grupa ludzi. Przeważają kobiety. Uderza niezwykłe ich podniecenie, niepokój i żywa gestykulacja. Objaw wyjątkowy wśród chłopów. Są oni przecież spokojni, wytrwali, cierpliwi, bierni i nie poddają się wrażeniom. Nawet wobec tragedii zachowuję filozoficzny spokój i przechodzą nad nią do porządku dnia.
Stanęliśmy dyskretnie, aby obserwować nie będąc obserwowani.
Rej wodzi chłop, typ mądrali, co to, „wszyćko jest znajuncy“, któremu w życiu nic nie imponuje i który lubi przechwałki.
— Adyć mówię Wom, że z tum „Ciotum“ trza raz zrobić kuniec. Abo na prawo, abo na lewo. Nieszczyńście na całkum wieś ospościro. Abo to nie wicie, jak Karpicce krowę ocarowała, że ino jednym cyckiem strzykała. Takum krowę mój Boże... takum krowę, to jum popóźni za bele co żydowi przedały. A jak Antosikowy kogut, co przecie taki do kurów beł zdatny, że nawet do cudzych, psie, ganioł, to zaczun gdakać jak kura co jaje zniesie. A jak to Fabisiacce krowa krwiom doiła, to cyja to sprawka? Mlika tyla zmarnowali, bo i śwyniom sie bojeli dawać, zeby zaś nie pozdychali. A teroz widzita, co z Matuskom zrobiła? Po somsiedztwie żyły, to sie ta kłóciły, jak to kobity, zawdyk miały o co. A to o dziecioki, a to o gynsi, co w skodę wiozły, a to o koguta. Alie jak już Matyski śwyniok spyskał ji marchew w sadzie, to już do bitki, widzita, dojsło. Wodziły sie ta za te łby, jak niestworzynie. A popóźni to na nią „puściła“ i macie co sie wyprawio. Ocarowała ciota zapowietrzuna, ocarowała...