Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/429

Ta strona została przepisana.

radość życia a jednocześnie pewna wzniosłość a nawet dostojeństwo. Powaga wtajemniczonych w sens bytu. Prościej i łatwiej można nieraz porozumieć się z tymi osobami wzrokiem, gestem, nieuchwytną grą twarzy lub bezpośrednim przesłaniem myśli niż słowem.
Jakkolwiek niewiele zjawia się przypadków beznadziejnych, jednak przysłaniają radość pracy na rentgeno-terapii. Zdarzają się sytuacje wręcz przeciwne. Chory a częściej chora, wmawiają w siebie raka i to tę odmianę złośliwą, trudną lub beznadziejną w leczeniu. Rozmowy wówczas są dość męczące, choć nie pozbawione humoru.
Do najczęstszej kategorii, bo zjawia się do kilkunastu osób dziennie, należą nowotwory macicy. Tu praca daje pełne zadowolenie. Wnoszą kobietę przeważnie w sile wieku, czasem kwiecie lat, a nieraz zupełnie młodą lecz wyniszczoną, przedwcześnie zestarzałą, bladą, skrwawioną, zwykle pokrajaną przez chirurga. Wydawać by się mogła, że to przypadek stracony i przywożenie takiej osoby nie ma celu. A jednak po pewnym czasie chora przychodzi już sama, choć pod opieką, a później całkiem samodzielnie. Powraca do życia, pracy i rodziny. Dziwi mnie tylko brak obserwacji kobiet nad sobą. Czemu zwracają się do lekarza dopiero w stanie zmian daleko posuniętych. Leczenie długotrwałe, jak zwykle przy metodzie rentgenologicznej. Lecz ileż zadowolenia w tym wydzieraniu skazanej z objęć śmierci.
Żadna z tych kobiet, nawet najlepiej sytuowana materialnie, nie mogłaby pozwolić sobie nawet na część olbrzymich kosztów leczenia prywatnego. Walczyć z nowotworami można jedynie za pomocą wielkich organizacji. Instytucja mała nie wytrzyma ciężaru finansowego. Statystyki wszystkich krajów wykazują stałe wzrastanie rozpoznań tej choroby. Bez rozległego zasięgu i udostępnienia pomocy lekarskiej rzeszy ludności, nie „wyłapie“ się w porę tych, które nie przeczuwają nawet, że toczy je już złośliwy twór przyrody.
Któraż kobieta, idąc przez życie, nie potrzebuje pomocy ginekologa. Ileż było i jest jeszcze skrywanych nieporozumień małżeńskich, cichych lub jawnych tragedii i katastrof rodzinnych z powodu braku leczenia ginekologicznego. Są to sprawy, które się wyczuwa, nie zawsze rozumie, a wyjątkowo kiedy mówi o nich.
Życie lubi kontrasty. Nawet i tu w pracy pełnej powagi przydarzy się coś zabawnego.
Przychodzi dorosła córka z matką chorą na raka. Kiedy za pacjentką zamknęły się drzwi od sali do napromieniowań, córka zwraca się z ugrzecznieniem:
— Panie Doktorze, ja wiem, że matka ma raka, ale pragnęłabym dowiedzieć się, czy to samiec czy samica?
— Niby kto? Matka czy rak?
— Pan Doktór tylko żartuje, aby nie powiedzieć prawdy. Ja przecież wiem, że samca to można zabić promieniami, ale jak samica to nic nie po-