radzi, bo rozsiewa swoje małe po całym organizmie człowieka i nim zdążyło by się pozabijać mnożące się małe, zabiło by się i człowieka.
Co odpowiedzieć na tak logicznie choć naiwnie zbudowane rozumienie choroby zwanej rakiem?
Do bardzo wątpliwej przyjemności należy wysłuchiwanie z udawanym zaciekawieniem opowiadań i wynurzeń niektórych osób, a zwłaszcza dam, których gwiazdy błyszczały na firmamencie salonów w czasach dzieciństwa słuchacza. Do uczestniczenia w takim towarzystwie zmuszony bywa chyba każdy człowiek.
Ludzie starzejący się duchowo nie umieją żyć ani teraźniejszością ani przyszłością. Przeżuwają minione. Niemoc zrozumienia dnia dzisiejszego, jego oblicza, treści i trudów powoduje ukrywane uczucie własnej niższości, którą usiłuje się wyrównać wychwalaniem przeszłości i swej roli w owych czasach. Dawniej było wszystko doskonalsze i ładniejsze. Znam już od dawna na pamięć podobne zachwyty i biadolenia.
Parę osób rozwodzi się nad tym, jak to dawniej było lepiej. Co za nuda! Wolę już stare masło niż zjełczałe umysły. Z trudem maskuję ziewanie. Pełne wyrzutu i rozpaczliwej wymówki spojrzenie żony przywraca mnie do formy. Włączenie uwagi do ogólnej rozmowy wypadło akurat w porę. Właśnie jedna z dowcipnych pań ripostuje z ironiczną powagą:
W obecnych czasach wszystko schodzi na psy, a nawet same psy zmarniały. Przed wojną mój pies był wspaniałym bernardem. A teraz?... Co z niego zostało?... Zamienił się w ratlerka. Toć to parodia prawdziwego przedwojennego psa.
Trudno było powstrzymać wesołość. Z kłopotliwej sytuacji wybawiło wejście ciotki i rzucone do niej pytanie.
Jak się miewa Witek? (wnuk ciotki).
Ach ta Kasa Chorych! (zjadliwe spojrzenie pod moim adresem jako zwolennika ubezpieczeń społecznych). Zabrali dziecko do szpitala. Diabli wymyślili tę całą Kasę dla utrapienia ludzi. Składki to umieją brać, ale dziecka to nie potrafią leczyć w domu, tylko tak od razu do szpitala, do hołoty, aby leczyć hurtem. Bolszewicy! Taki lekarz kasowy to nawet nie umie mówić po ludzku. Jakaś płonica czy błonica. Dziecko zapłacze się. Nic nie będzie z takiego leczenia, gdy dziecko nie czuje koło siebie matczynego serca, Zmarnują dziecko. Szkoda mówić. Do czegośmy dożyli?...
Chusteczka poszła w ruch.
Zaczęło się pocieszanie, współczuwanie i wieszanie psów na Kasie Chorych.
Domyśliłem się, ze Witka umieszczono w szpitalu Karola i Marii. Nie wtrącałem się do biadoleń starszych pań w obawie, by mnie nie zakrakano. Z ojcem Witka wymieniliśmy spojrzenia porozumiewawcze.