Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.
Na co się teściowa może przydać.

Pan D. miał teściową i dobrym był zięciem: teściową ubezpieczył. Jak wiadomo wolno ubezpieczyć jedną osobę z dalszej rodziny. Ustawa o ubezpieczeniu przewidziała dobrych zięciów.
Teściowej pana D. nie miałam dotąd przyjemności poznać. Widocznie była dotąd zdrowa jak ryba. Bo przecież w razie choroby dobry zięć wezwałby natychmiast lekarza. Mieszkają blisko. Punkt wyjątkowo dostępny. Za 20 minut pomoc lekarska na miejscu. I nicby go nie kosztowało. O lepszych warunkach na prowincji marzyć nie można. Aż raz przychodzi pan D. w sprawie teściowej; żąda przyjęcia przed kolejką. I rzeczywiście sprawa pilna: przyszedł po zasiłek pogrzebowy. Bo teściowa właśnie umarła. Wcale nawet nie nagle, trzy miesiące chorowała.
Do zasiłku pogrzebowego potrzebne jest świadectwo zgonu z wyszczególnieniem przyczyny śmierci.
Pan D. oburza się, że mu świadectwa dać nie chcę. To co, że chorej nie badałam. On płacił do Ubezpieczalni, jemu się zasiłek należy. Choćby nawet otruł teściową.
„Więc ona się wcale nie leczyła?“ — pytam.
„Leczyła się — mówi zięć — sam ją leczyłem“.
„To pan umie leczyć?“
„Dlaczego nie“ — odpowiada.
Obraził się, że go wyrzuciłam za drzwi.
Obraził się, gdy usłyszał, że Ubezpieczalnia nie jest do robienia interesu na nieboszczykach. Ale zażalenia do księgi zażaleń nie wpisał.
W ogóle księga zażaleń nie cieszy się powodzeniem. Od kilku lat nic do niej nie wpisano. Nie dlatego, żeby ubezpieczeni nie mieli do mnie pretensji. Lecz pisać do Ubezpieczalni zażalenie na lekarza?
„Pies psu ogona nie ugryzie“ — powiedział mi raz jeden z niezadowolonych, gdy mu proponowałam wpisanie zażalenia.
Przysłowie piękne i wiele mówiące. Znaczy, że lekarz to jeden pies a Ubezpieczalnia drugi. Pisać do psa o psie nie warto.


Chorego w dołku boli — a doktór się drapie w głowę

Pan W. jest majstrem murarskim. Zarabia nienajgorzej, więc go stać na doktora. Nie na jednego, na pięciu. Poza tym jest ubezpieczony. Więc gdy go w dołku boleć zaczęło, zaraz do doktora się wybrał. Za swoje pieniądze, a jakże, nie na kartkę. Popatrzył doktór, pomacał, pieniądze wziął i powiedział: wrzód żołądka. Pomacał drugi i powiedział: kamienie żółciowe. Pomacał trzeci: i ślepą kiszkę wyszukał. Czwarty o sercu zaczął opowiadać, że to u starszego człowieka co mu już pięćdziesiątka minęła takie bóle za serce chwytać mogą, że aż do żołądka się dostają. A piąty o jakichś kryzysach żołądkowych gadał i o weneryczne choroby wypyty-