Mąż i pociotki kiwają głowami. Dziękują za wyraźne i uczciwe postawienie sprawy. Chora nie jest zdziwiona powrotem do domu. Ona wyczuwa i rozumie, co to jest siła wyższa. Zna swoje obowiązki wobec rodziny i dzieci. Nie myśli nawet o ratowaniu gasnących iskier swego życia za cenę rujnacji schedy. Kiedy ją wynosili i kreśliła krzyż w moim kierunku, było mi ciężko na duszy.
Szpital często nie przyjmuje beznadziejnych przypadków „umrzyków“, którzy tylko powiększają statystykę skonów w szpitalu.
Czy istnieje jakakolwiek dziedzina pracy, gdzie nie byłoby spryciarzy umiejących „robić dobrą statystykę“? Przecież pojęcie dobra jest bardzo względne. Za dobre uważa się zwykle to, czego się pragnie. Władze nadzorcze chcą dobrej statystyki.
Myślę, że gdyby statystyki nie były robione dla władz, to zmniejszyłby się urzędowy optymizm a niektórzy „świetni kierownicy“ okazaliby się tym, czym są w rzeczywistości. I tak stale i ciągle. Gdy przywiozą chorego nie mającego zapewnionej pomocy lekarskiej, to albo w stanie straszliwego zaniedbania albo dogorywającego. Przywożą do szpitala raczej, aby mieć czyste sumienie, że chory przed śmiercią był u lekarza podobnie jak u księdza po ostatnia posługę.
W powiecie (typowo rolniczym) praktykuje 20 lekarzy, ale żaden nie jest przepracowany.
W szpitalu stoi stale część pustkami. Przebywają na leczeniu te nieliczne grupy ludności, które mają zorganizowane lecznictwo. A więc członkowie Kasy Chorych, urzędnicy państwowi i komunalni, nauczycielstwo, straż graniczna, policja, nieco biedoty na koszt gmin i... kryminaliści z więzienia. Była i służba folwarczna, ale zniknęła ze szpitala po wyłączeniu tej grupy ludności z przymusu ubezpieczenia kasowego. Z pośród nieubezpieczonych przebywają w szpitalu tylko przypadki nagłe jak np. poranieni w bijatykach i libacjach, uwięźnięte przepukliny, bolesne ropnie podskórne, niektóre kobiety po zabiegach świadomego macierzyństwa, wykonanych przy pomocy gwoździa lub drutu, a czasem wyrostek robaczkowy lub złamanie kości.
Wśród masy ludności nie posiadającej zorganizowanej pomocy lekarskiej nie istnieje właściwie lecznictwo, a jedynie albo spóźnione ratownictwo, albo jakby tragi-ironiczne potwierdzenie, że ludzie chorują i umierają według zasad wiedzy lekarskiej.
Rozpowszechniono naigrawanie się z umysłowej ciasnoty chłopów dowodzi tylko płycizny i ślepoty samych dowcipnisiów. Mieszczuch zna i ma okazje widzeń, a bez porównania więcej niż wieśniak. Jednak mieszczanin, nawet patentowany inteligent, nie myśli przeważnie samodzielnie — wyręczają go w myśleniu prasa, reklama i propaganda.
Mieszczanin kieruje się do znachora po nowe wrażenia, po dreszczyki wzruszeniowe. Chłop bierze na rozum każdą sprawę; idzie do znachora z dwu powodów. Znachor jest tani i jego leki zwykle bezpłat-
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/440
Ta strona została przepisana.